Szafa pod zabudowę

Chciałbym poruszyć temat, o którym pisałem troszkę w jakimś wcześniejszym poście, jednym z pierwszych na blogu. Ostatnie wydarzenia domowe, które zawsze są najlepsza inspiracją, zmusiły mnie do pewnych nowych przemyśleń…

Moja Ukochana wymyśliła, że zrobię regał na książki w salonie i szafę pod zabudowę w przedpokoju. Nie wiem czy czujecie klimat, ale  ujmę to może tak:

Ja – muzyk – zrobić szafa pod zabudowa…? Kali nie umieć robić szafa…. 

Brzmi to dosyć zabawnie, gdy sobie pomyślę, że na początku małżeństwa wbicie gwoździa było sukcesem. W zasadzie pomysł wydał mi się szalony. Swoją drogą, całe to zamieszanie było związane z, nazwijmy to, wakacyjnymi aranżacjami wnętrz w naszym domu. Moja Julka wymyśliła, że zbliża się piąta rocznica wprowadzenia się do naszego domu i czas osiągnąć jakiś ostateczny rezultat…

Taaaaa, marzenie ściętej głowy…. Julka już tak ma, że od czasu do czasu musi coś przestawić, ot tak żeby przestawić. Potem są takie kwiatki, jak stół w poprzek salonu i inne ciekawe koncepcje. Nie mówię, jest w tym świetna i niejednokrotnie jakiś jej pomysł przyjął się na stałe, ale kiedy Julia mówi coś o ostatecznej wersji, to ja przyjmuję to z rezerwą. Swoją drogą, to podobno dość częste u naszych kochanych pań, że lubią zmiany (wszak “kobieta zmienną jest”), więc od czasu do czasu warto im pozwolić na fanaberie.

No ale wracając, miałem zrobić regał na książki i to pod wymiar, w konkretnym miejscu. W rozpaczy zacząłem szukać w sklepach czegoś gotowego, ale za Chiny Ludowe nie było niczego, co by spełniło wymagane warunki. W końcu, nie mając innego wyjścia, pojechałem do znanego marketu budowlanego i kupiłem co trzeba.

Nie będę wam opowiadać o tym co było dalej, bo nie o montowaniu szafy chcę pisać, tylko o tym,

jak ciężko facetom zabrać się do jakiś prac domowych!

W tym momencie część pań, które czyta ten post, wykrzyknie

alleluja!!! 

O tym, że nie jest to nowy temat, świadczą nawet dowcipy typu, że jak kobieta prosi faceta o przykręcenie śrubki, to nie musi mu potem co pół roku przypominać. To dość skrajny przypadek, ale szczerze, sam widząc siebie i moich kolegów przyznam, że jest coś na rzeczy. Widzę jednak co najmniej dwie rzeczy, które mogą pomóc zrozumieć ten fenomen. Być może to pomoże w poprawie tego aspektu w związkach, przynajmniej na to liczę. 😉 

O jednej takiej rzeczy już w sumie wspomniałem. Jest nią ni mniej, ni więcej…  strach przed nowym. No przynajmniej ja tak mam i podejrzewam, że podskórnie wielu facetów czuje podobnie. Przychodzi do zrobienia czegoś nowego albo czegoś, czego nie umiemy najlepiej i w tym momencie pojawia się takie poczucie… 

“No nie dam rady.”

Ja to poczucie uświadomiłem sobie na tym regale, o szafie pod zabudowę nie wspominając;)

No więc ten strach jest podskórny i mężczyzna albo tego nie złapie albo nie będzie chciał się przyznać, stąd  wielu z nas wpada podświadomie na pomysł – a może za pół roku ona zapomni… Ale nic z tego, panowie – one nie zapominają. Już prędzej sama się weźmie za prace ogrodowe i mechaniczne niżby miała zapomnieć..

Co więc zrobić? Trzeba zwalczyć swój lęk, choć nie zawsze jest to proste. Ja radzę sobie, wizualizując dla siebie proces tworzenia tego, co mam zrobić. Taką metodą “poznawczą” oswajamy nieznaną rzeczywistość. Panowie, mi to pomaga, może dla was to też byłoby pomocne, ale zakładam, że nie do każdego przemówi takie rozwiązanie.

Inny pomysł to zasięgnięcie porady. Internet pęka w szwach od różnych informacji, więc można się nim posiłkować. Ważne, żeby oswoić tego byka, zanim weźmiemy go za rogi.

I tu ważna rola kobiety, drogie panie!

Jak wpadniecie na jakiś genialny pomysł, co by tu zmienić w domu, to może nie od razu suszcie głowę mężowi

“czemu jeszcze niegotowe??”

Lepiej zadać na przykład pytanie

“przemyślałeś może jak to byś zrobił?”

A nuż facet się otworzy i opowie jaki ma plan, i jeszcze będzie się czuł doceniony, że jego ukochana go pyta o to, jak on to widzi. Przy okazji, jeśli się z nim nie zgadzacie, to nie mówcie tego w sposób obcesowy tylko postarajcie się to sformułować w mniej więcej taki sposób:

“a co myślisz żeby tak to zrobić??”

Dajcie mu przestrzeń dla jego męskiego serca, które z jednej strony się obawia, a z drugiej potrzebuje docenienia, wsparcia i…. 

ZAUFANIA

Kluczowa sprawa. A jak się facet ociąga z pracą, to warto spróbować go zmotywować, byle nie tłamsić jego poczucia własnej wartości. I żebym był dobrze zrozumiany, chodzi mi tu o sytuacje, gdy sprawa jest nowa dla niego. Jak raz go w ten sposób wspomożecie, to gwarantuję, że następnym razem nie będzie problemu. Ważne,  żeby zaakceptować ten lęk i wesprzeć swego mężczyznę. Sam widzę to po sobie (a raczej po mojej Żonie) i wiem, że to skuteczniejsze niż marudzenie nad głową 🙂

Aha, nie mam na myśli przypadków skrajnego męskiego lenistwa i olewactwa, co jest w sumie patologiczne, bo oznacza, że coś jest nie tak w relacji z żoną albo świadczy o tym, że mężczyzna nie wyniósł z domu poczucia odpowiedzialności za swój dom i rodzinę.

Druga sprawa dotyczy już stricte kobiet. Miłe Panie, wiem, że część z was ma wielkie doświadczenie i umiejętności życiowe, a jak jesteście matkami, to już normalnie jak  mała fabryka czy kombajn wielofunkcyjny.

YYYY

właśnie przyrównałem kobiety do kombajnu… przepraszam.

Po prostu, miłe Panie, szapo ba, a jak jesteście matkami to podwójne z telemarkiem 🙂 Ale… jak wam się wydaje, że jakaś praca w domu, no na przykład stworzenie szafy pod zabudowę to prościzna i, że przecież w godzinę to załatwi, to w tym momencie niech wam się zapali lampka z napisem HALT, czyli STOP, jak ktoś niemieckiego nie kojarzy. No bo ja sam już to przerabiałem kilka razy z Julią.

Przykład z brzegu: miałem przygotować mieszkanie pod wynajem. Ot oczyścić ściany i zagipsować i  pomalować….. No i Julka nie mogła uwierzyć, że przez 3 godziny ja wyciągałem gwoździe i gipsowałem po nich dziury. Dla niej to się wydawało na maksa mało, a ja, no owszem miałem przerwy, ale się nie obijałem generalnie. Sprawa się fajnie złożyła, bo kilka dni później Julka postanowiła sama ze mną pojechać i pomalować ściany… w 9 miesiącu ciąży, będąc po terminie 🙂 Pomyślała, że to dobra metoda, żeby wywołać poród i wiecie co, rzeczywiście zadziałało. 4 godziny później już mały M.był na świecie. Ale nie o tym… Julka pomalowała jedną jedyną ścianę i zajęło jej to tyle czasu, że zdała sobie sprawę że to wcale nie takie proste!!! Eureka!!!

Kochane Panie, jak wasz facet pracuje 8 godzin dziennie i wraca styrany po robocie, a wy mu wyjeżdżacie z tekstem, że skręcenie mebla potrwa pół godzinki, to uwierzcie, on ma myśli rozwodowe 😉 Dobra, żart, ale umówmy się, jeszcze nigdy nie montowałem mebla w pół godziny, nawet malutka szafka zajmie więcej czasu. Stąd prosty wniosek jest taki, żeby wziąć na wstrzymanie i zawierzyć, zaufać facetowi, a nie swoim wyobrażeniom. Najlepiej zapytać go o to, ile czasu potrzebuje i zaoferować, że możecie stworzyć dla niego taką przestrzeń potrzebną na wykonanie zadania. Zwykle polega to na tym, że zostawi się go w świętym spokoju. 😉 To jest oczywiście moje zdanie i można się nie zgodzić, nie ma przecież uniwersalnych rozwiązań dla każdej pary. Sugeruję więc, aby rozmawiać na te tematy we wzajemnym zrozumieniu, szukać kompromisu i odczytywać potrzeby drugiej strony, a uniknie się niepotrzebnych sporów.

Drogie Panie, mam nadzieję, że rozumiecie moje intencje dotyczące powstrzymywania poganiania męża, a wy drodzy koledzy, proszę nie odczytywać tych moich wynurzeń jako zachętę do odwlekania spraw domowych! 😉

Pozdrawiam

Janusz

Dodaj komentarz