Patrzysz na swoje zdjęcie ślubne i czujesz wstręt, bo nie jest tak, jak miało być? Twoja żona/mąż działa ci na nerwy i żałujesz, że dałeś się skusić na małżeństwo?
Dzisiaj o jednej z najważniejszych przyczyn rozpadu małżeństw. Ku przestrodze. Bo chyba nikt nie chce, żeby jego małżeństwo się rozpadło? Tym bardziej, jeśli są już w nim dzieci. Bo od tego, czy zbudujecie szczęśliwy związek, zależy ich szczęście. Nie po to sprowadzaliście ich istnienie na ten świat, żeby teraz spaprać im życie. Nie łudźmy się. Rozwód to dla dziecka większa trauma niż śmierć jednego z rodziców*.
Może powiesz “to mnie nie dotyczy, nie myślę przecież o rozwodzie”. Jednak rozejrzyj się wokół siebie, a konkretnie popatrz czy twój małżonek jest z Tobą szczęśliwy. Bo jeśli nie jest, to przykro mi, ale to może się tak skończyć.
Jak rozpoznać czy mój mąż/żona jest ze mną szczęśliwy/a?
Nie ma ludzi idealnych. Oczywistość. Więc nie da się uniknąć sytuacji, w której będziemy jakoś ze sobą “chwilowo” nieszczęśliwi. W małżeństwie trzeba się liczyć z NIEDOSKONAŁOŚCIĄ drugiej połówki. Na tym między innymi polega miłość, że przyjmujemy siebie takich, jakimi jesteśmy – z naszym pięknem i naszą całą słabością. Zadanie to niełatwe. Nam zajęło sporo czasu i przełamywania samych siebie, żeby zacząć akceptować tą drugą stronę taką, jaka jest.
Brzmi jak oklepany i wyświechtany psychologiczny slang, nierealny do osiągnięcia? Może i tak, ale w dużej mierze jest osiągalny naprawdę. Po 10 latach małżeństwa wiele rzeczy, które kiedyś doprowadzały nas do szewskiej pasji w sobie nawzajem (ale i w sobie samych), teraz coraz częściej nas już nie dziwi. Owszem, to nie jest tak, że już nas w ogóle nie drażni, ale znając i przyjmując słabość Drugiego (i swoją!), coraz łatwiej ją znosić.
ALE…
Nie jest ani o grosz łatwiej, jeśli:
MAŁŻONEK NIE POCZUWA SIĘ DO WINY.
Wtedy jest MASAKRA, a nie małżeństwo. Rozumiecie? Łatwo jest akceptować słabość małżonka, albo przebaczać mu jakąś winę, jeżeli wiemy, że on za nią żałuje, że próbuje i stara się czegoś tam złego nie robić lub coś tam dobrego robić, ale mu nie wychodzi. Tak. Wtedy łatwo jest przebaczyć, bo on staje przede mną w prawdzie i sygnalizuje: “Starałem się. Nie wyszło. Wiem, że popełniłem błąd.” Problem zaczyna się właśnie wtedy, gdy ten Drugi nie uznaje swojej słabości. Gdy w ogóle nie widzi problemu. Kiedy uważa, że z nim jest “wszystko ok” (!) i tylko ten Pierwszy ma problem. W takiej sytuacji ten Pierwszy czuje się kompletnie niezrozumiany, niesłusznie jednostronnie oskarżony, ma poczucie wielkiej niesprawiedliwości. I to już jest prawdziwe nieszczęście, kiedy Pierwszy nie widzi nadziei, przestaje wierzyć w to, że ten Drugi kiedykolwiek się zmieni, skoro nie chce przyznać się do tego, że w ogóle ma coś do zmiany.
Czyli jak poznać, że małżonek jest z Tobą CHRONICZNIE nieszczęśliwy?
Dzieje się tak wtedy, gdy mówi ci o jakichś twoich słabościach, a ty im zaprzeczasz, nie uważasz ich za żadną słabość. Oto jest prawdziwe zagrożenie dla każdego małżeństwa:
NIEPRZYZNAWANIE SIĘ DO WINY
a idąc krok dalej (a raczej bliżej)
NIEWIDZENIE SWOJEJ WINY,
bo żeby się przyznać, trzeba najpierw ją zobaczyć.
I teraz UWAGA! Doszliśmy do najważniejszego momentu tego wpisu:
Jeżeli twój małżonek mówi ci, że coś jest w tobie dla niego problemem, to to JEST DLA NIEGO PROBLEMEM. I to nie jest tylko jego problem, że on widzi w tobie problem 😀
To jest WASZ PROBLEM, bo jeśli permanentnie nie będziesz uznawał i przyjmował małżeńskich zastrzeżeń, to sorry Winnetou – do zobaczenia na sali rozwodowej, w “najlepszym” wypadku w spapranym życiu waszym i waszych dzieci, bo:
- Nie jest szczęśliwe życie w małżeństwie z kimś, kto nie przyznaje się do błędów, uważa że to tylko ten Drugi ma problem, a z nim (Pierwszym) wszystko ok.
- Nie jest szczęśliwe dziecko otoczone nieszczęśliwym małżeństwem swoich rodziców.
Więc co jak co, ale podstawą jest: POKORA
Nawet jeśli nie uważasz czegoś za błąd/problem/winę,
ale dla twojej drugiej połowy to jest błąd/problem/wina, to trzeba coś z tym zrobić.
WSPÓLNA praca nad małżeństwem jest konieczna do szczęścia w nim.
PRACA NAD SAMYM SOBĄ według wskazań małżonka (tak! Właśnie tak! To on ma być twoim przewodnikiem w pracy nad sobą, bo to on ma być z Tobą szczęśliwy!) jest niezbędnym warunkiem trwania tego małżeństwa.
Trwania, które zapewni szczęście twoim dzieciom, twojej drugiej połowie, a w konsekwencji tobie samemu. Bo nie słyszelismy jeszcze o szczęśliwym Egoiście-Narcyzie Idealnym.
Na tym też polega miłość, że zawsze NAJPIERW w SOBIE widzę powód wszelkich upadków, kłótni i nieszczęścia Drugiego. A nie oskarżam go.
WIĘC UWAŻAJ, bo to może zniszczyć i twoje małżeństwo i rodzinę: PYCHA
Choć nieraz tak trudne od razu, lecz przynajmniej gdy emocje opadną, już po kłótni – uznaj swoją słabość, swoją część winy. BO WINA W KONFLIKTACH MAŁŻEŃSKICH NIGDY NIE LEŻY PO JEDNEJ STRONIE. Uwzględnij, że ten Pierwszy patrzy na świat inaczej niż ty i przyjmij jego punkt widzenia. Zobacz co on pragnie, abyś ty w sobie zmienił i powiedz mu to głośno:
Chcę dla ciebie się zmieniać, chcę dla ciebie pracować nad sobą, chcę starać się akceptować twoje potrzeby, pomysły na życie, prośby i zażalenia. Chcę razem z tobą budować nasz świat. Uznaję to, co w twoich oczach jest moją winą. I będę się modlić o widzenie siebie w Prawdzie.
Podsumowując:
Przyjmuj uwagi współmałżonka. Uznaj swoją winę wszędzie, gdzie się da. Lepiej o jeden raz za dużo niż o całe życie za mało. Bo życie jest tylko jedno. Przeżyj je szczęśliwie i pozwól żyć szczęśliwie tym, którzy są najbliżej Ciebie.
* badania profesor Judith S. Wallerstein
p.s. Jak to wygląda u nas (parę przykładów)…
Julia: Na początku małżeństwa Jasiu zwracał mi często uwagę na blaty w kuchni – że zostawiam na nich okruszki. Ja nie widziałam tego wcale, bo też zupełnie mi to nie przeszkadzało. Mówił mi o tym i ja zaczęłam to robić. Ostatnio na tapecie są: wyrzucanie zużytych cytryn do kosza na śmieci NA BIEŻĄCO i szybsze opróżnianie kosza ze śmieciami do segregacji (ja uznawałam cytryny za “możliwe do wyciśnięcia jeszcze” znacznie dłużej niż Jasiu, również śmieci upychałam w koszu tak długo jak to było możliwe, zamiast opróżniać kosz szybciej). Z kolei Jasiu wyręcza mnie często w gotowaniu, bo wie, że tego nie znoszę robić