Kreatywny rodzic – KONKURS Z NAGRODĄ!

Ostatnio napotkałem bardzo ciekawy strój o znamiennej nazwie Baby Mop:

No geniusz, wynalazca na miarę Nobla! Raczkowanie dziecka wykorzystane do froterowania podłogi, jak wodospad do produkcji prądu 😀 Gdyby ktoś chciał mieć takie cacko, można go kupić tu: https://www.toys4boys.pl/.

Przypomniało mi to, jak wielokrotnie i ja takim geniuszem się stawałem, jak w nieprawdopodobny sposób wymyślałem rzeczy, które tak bardzo nam pomagały. I wiecie co… każdy rodzic zasługuje na Nobla, bo dzieci uczą kreatywności, ot co! Któż z was, rodziców czytających ten wpis, nie wpadł na jakiś patent, wynalazek, ułatwienie lub sposób, który w genialny sposób rozwiązał jakiś nurtujący problem? Stawiam dychę, że każdemu się to przytrafiło, bo czyż nasze małe pociechy nie stawiają nas nieustannie w nowych sytuacjach, zmuszając niejako do podejmowania kreatywnego toku myślowego? Właśnie dlatego m.in. uważam, że rodzicielstwo to niezwykle silny rozwój dla obojga małżonków, jeśli oczywiście podejmą wyzwanie.

Samochód ze wspomaganiem

Zawsze mi się w takich sytuacjach przypomina, jak kołysałem dziecko autem na światłach w Łodzi… nie opowiadałem wam o tym? To jest numer, że hej! Otóż nasza starsza córka w niemowlęcym wieku, no, powiedzmy delikatnie, nie należała do spokojnych dzieci. O, nie!!! Generalnie to był mały dramat, bo przez pierwsze trzy miesiące po urodzeniu… wyła. I nie przesadzam tu, naprawdę. Jedyne co ją uspokajało to “trząchanie” nią podczas trzymania na rękach. Śmialiśmy się, że musimy zatrudnić kogoś z Parkinsonem, żeby jego choroba nie szła na marne – cały czas trzeba było trząść rękami, w innym przypadku – włączała się syrena. A już największa tragedia, w jej oczywiście mniemaniu, to była jazda samochodem.

Zwykle auto to takie miejsce, gdzie dzieci dosyć szybko zasypiają, ale nasza kochana córeczka wymykała się takim standardom (i dam sobie głowę uciąć, że nie ona jedyna). Otóż w momencie uruchomienia silnika… a gdzie tam, w momencie gdy zaczynaliśmy ją pakować do fotelika, zaczynał się jazgot na cały regulator. Ale to nie wszystko. Jak już po pół godziny wycia wreszcie zasnęła… to jej sen przypominał… hmmm… ja wiem? Sen jakiegoś gryzonia, co na każdy dźwięk natychmiast się wybudza i jest gotów do ucieczki. W jej przypadku dokładnie na odwrót: jeśli, nie daj Boże, stanęliśmy na kilka sekund na światłach, to nie zamierzała uciekać, tylko rozpoczynała syrenę alarmową.

Tutaj mały nawias: Mieszkamy na Kujawach, ale Julia jest ze Śląska i tam ma całą rodzinę, więc czterystokilometrowa trasa północ – południe jest przez nas pokonywana regularnie.

No i teraz wyobraźcie sobie miasto Łódź, jeszcze bez obwodnicy (nasz starsza córka była niemowlęciem 6 lat temu, a zbawienna obwodnica powstała w 2016 r.)… Ileśnaście świateł… i nasza córka w aucie… No ale od czego jest kreatywność?! Razem z Julią opatentowaliśmy metodę długiego dojeżdżania do świateł na luzie. Jak tylko widzieliśmy czerwone, to od razu noga z gazu, zdejmowałem bieg i jak długo się dało -powoli podjeżdżałem. Ale, jak się domyślacie, szczęście nie zawsze dopisało, czerwone świeciło się uparcie długo i wtedy wdrażaliśmy “plan B”, który wyglądał następująco: zaczynałem cyklicznie się cofać i jechać do przodu, kołysząc w ten sposób autem jak kołyską, byle tylko zawleczka syreny alarmowej naszej córki nie została wyrwana. Sądzę że na zewnątrz wyglądało to co najmniej komicznie, ale przyznam, że mi do śmiechu nie było, bo stresowałem się strasznie, że mnie wezmą za wariata. No bo kto przy zdrowych zmysłach cofa i jedzie do przodu, stojąc na światłach?

Huśtawka ze zdalnym sterowanie

Przypomina mi się jeszcze kilka przykładów takiej pomysłowości, jak wtedy, gdy nasz najstarszy syn był jeszcze mały, a my jako młodzi rodzice, co tu dużo mówić… zdychaliśmy z niewyspania i łapaliśmy każdy moment, żeby po prostu spaaaaać! Wszystko fajnie, ale jak nasze maleństwo budziło się nad ranem, to nie było opcji – ktoś musiał wstać… Chyba że… no wiecie – potrzeba matką wynalazków – można by powiesić huśtawkę, w której będzie nasze dzieciątko dosypiać o poranku, a my przy okazji dośpimy razem z nim. Ale jak tu takie maleństwo wsadzić do huśtawki? Przecież ono jeszcze nie umie siedzieć. No chyba że huśtawkę zrobić z fotelika samochodowego! Ta dam! Genialne w swej prostocie i skuteczne bardzo, no ale… mimo wszystko trzeba jeszcze wstać i huśtać… Chyba że zaradny mąż (któremu nie chciało się wstawać) przywiąże dłuuuuuugi sznur, sięgający od huśtawki do naszego małżeńskiego łoża, i przez sen będzie majtał! I wiecie co, bardzo to skuteczne, polecam. 😉

Wycieczki rowerowe z niemowlakiem

Z tym fotelikiem to wykorzystaliśmy nasz patent również przy okazji wycieczek rowerowych: można wsadzić go i zamontować (byle bezpiecznie) w przyczepce rowerowej i jechać na wycieczkę całą rodzinką, bez konieczności zostawiania niemowlaka z opiekunką.

Takich rzeczy są tysiące i często gęsto o nich zapominamy, a one stanowią sól bycia rodziną. Nasze maleństwa po prostu nieustannie nas przynaglają do szukania niekonwencjonalnych rozwiązań. A właściwie po co o tym piszę… no właśnie dlatego, żeby pokazać wam rodzicielstwo od tej jakże pozytywnej strony.

Tata Transport

A na deser seria zdjęć zrobionych i zebranych przez moją Małżonkę pod kryptonimem “Tata Transport – level 1, 2, 3 i 4”. Z każdym dzieckiem level kreatywności rośnie jak poziom trudności w grze komputerowej. Tyle że to świat rzeczywisty. To się dzieje naprawdę! 🙂

TataTransport – Level 1:

Tata Transport – Level 2:

TataTransport – Level 3:

TataTransport – Level 4 (już częściowo samobieżny ;))

 

UWAGA KONKURS!

Jakie Wy mieliście/macie patenty rodzicielskie? Jaką kreatywność obudziło w Was Wasze dziecko?

Autor najciekawszego komentarza otrzyma w nagrodę Baby Mop

ze sklepu Toys4boys  w rozmiarze 6-9 miesięcy

(wiek w którym dzieci najczęściej pełzają i raczkują).

Konkurs trwa do końca marca 2019 r.

Przy dodawaniu komentarza, wystarczy podać swoje imię lub pseudonim (w polu “nazwa”) oraz swój adres mailowy. W polu “witryna internetowa” nie trzeba niczego wpisywać. Komentarz nie będzie widoczny od razu – dopiero po naszym zatwierdzeniu.

19 myśli na temat “Kreatywny rodzic – KONKURS Z NAGRODĄ!

  1. Nagroda trochę mało zachęcająca, ale…
    Zdecydowanie rodzicielstwo rozwija pokłady kreatywności, o jakich się nie śniło 🙂 dlatego coś napiszę 🙂
    Też doświadczyliśmy tego całą rodziną. Było tego sporo, ale nie wszystkie przychodzą do głowy. To przykładowe
    1. Huśtawka z nosidełka – u nas też była taka konstrukcja do usypiania.
    2. Dyndajła przy suficie – mój starszy syn uwielbiał wszelkie przedmioty zwisające z sufitu. Specjalnie dla niego ozdabiałam więc tę mało atrakcyjną dotychczas część domu bombkami, jajkami, śnieżynkami (w zależności od okazji) na niteczkach i specjalnie dla niego wprawiałam je w ruch. Tak się uspokajał 🙂
    3. Wieża labirynt z klocków Wader do wrzucania kulki. Kulka zmieniała w środku tor i mogła wylecieć z różnej strony. Niko siedział i wrzucał kulkę, obserwując którędy wypadnie… Cały dzień 🙂

    1. Dzięki za komentarz mimo “mało zachęcającej nagrody” 😀
      Jeśli nie macie\nie planujecie takiego raczkującego bobasa, co by Wam mógł froterować podłogi, to zawsze możecie takie ubranko komuś na prezent podarować, co akurat bobasa ma. Prezent powinien rozbawić i naprawdę się przyda 🙂

      1. Właśnie taki był plan 😉
        Z patentów, to jeszcze przypomniało mi się, że znalazłam nowe, praktyczne rozwiązanie zastosowania wkrętarki w “walizce”.
        Wiadomo, że w małych mieszkaniach każde cm jest ważny, więc gdy mąż od miesiąca nie odnosił wkrętarki do garażu, postanowiłam zrobić z niej schodek do umywalki dla syna 🙂
        Leży i służy do dziś.

  2. Jak nasz środkowy syn był w wieku na fotelik rowerowy i jeździliśmy na wycieczki do Myślęcinka często nam zasypiał po drodze i główka kolebała mu się na wszystkie możliwe strony. Jedanego razu wymyśliłam żeby mu podtrzymać czoło paskiem od torby rowerowejść wiszącej przy bagażniku widać pomysł był dobry bo mijający nas rowerzyści zawrócili i pytali gdzie można kupić taką opaskę bo mają podobny problem ze swoim dzieckiem. Wykorzystaliśmy to tylko raz bo wydawało nam się to trochę lekkomyślne, ale niedługo potem znalazłam taki patent na jakiejś stronie internetowej widać pomysł nie tylko nasz. A z tym fotelikiem w przyczepce to calkim niezły pomysł.

    1. Też tak kiedyś zrobiliśmy. Też mieliśmy duszę na ramieniu, ale z drugiej strony dyndająca główka jest jeszcze gorsza 😉

  3. Witam. Mój małżonek zazwyczaj ma różnej maści pomysły. Ale ja też potrafię, jak trzeba 😉 Gdy urodziłam trzecie dziecko a dwójką pozostałych była w wieku 3 i 1,5, idąc na spacer, aby mi nie uciekało żadne wzięłam pasek od bodajże jakiej torby(ogólnie był w miarę długi) przełożyłam przez wózek pod gondola, z jednej strony za szlufke od spodni córkę złapałam a z drugiej strony syna. I jakoś w miarę spokojnie spacer się odbył. Huśtawka z nosidełka również się sprawdzała tylko u nas na gałęzi drzewka, my mieliśmy grilla a córka spała.
    Aby nie kupować dostawki do wózka ( czy jak to się nazywa) na gondole nakladalam deskę od krojenia i sadzalam starszą córkę. I tak chodziliśmy na spacer.
    Gdy urodziłam bliźniaki aby w małym mieszkaniu nie zagracać miejsca dwoma łóżeczkami, w jednym na skos ułożyliśmy wałek z koca. I każdy z synów miał swój kawałek łóżeczka. Skończyło się to gdy zaczęli obracać się na brzuch i “wpadali” do siebie w odwiedziny. Po więcej musiałabym porozmawiać z mężem, bo dla nas takie triki to coś normalnego 🙂 pozdrawiam “wynalazców” 😉

  4. Może mało pedagogiczny patent, ale u nas zadziałał. Inne nie sprawdziły się, bo mamy odporne dzieci Nie mogłam doprosić się schowania butów do szafki. Jeden dzień, drugi, kolejny…..W końcu wszystkie buty zalegające na podłodze w przedpokoju wylądowały za furtką na ulicy. Efekt natychmiastowy i to bez magicznego słowa “zaraz” .

  5. Jestem nowicjuszką z 15 tygodniowym synem, a przez to i całodobową bushmenką facebooka, bo jakoś trzeba sobie umilać karmienia. Bardzo się cieszę, że ten zabawny strój przyciągnął mnie aż do wejścia na Waszą stronę, a po przeczytaniu przykładowych patentów i sesji zdjęciowej Tata-transport, od razu pomyślałam, że trafiłam na pokrewne dusze i wymyśliłam dla siebie nazwę: Mama- bar mleczny z ladą do spania. (Nota bene pisząc ten komentarz mam rozwalonego buddę na kolanach, po mlecznej uczcie). Moje pomysły nie są aż tak okazałe, jak Wasze, ale dopiero się rozkręcam ! 😉 Używam małej gumki do włosów, którą “nawlekam” do tego zapięcia przy staniku, z której piersi budda skończył jeść. (W ten sposôb podaję mu na przemian dwie piersi i nie muszę się, dzięki temu zastanawiać, która była ostatnio- zwłaszcza o 3 w nocy. Po prostu macam, gdzie jest ta gumkowa-bariera i wtedy otwieram drugą “klapę” stanika). Długo myślałam, że jak karmię to teraz muszę nosić wyłącznie rozpinane bluzy lub koszulki z długim dekoldem- do obu nie jestem przyzwyczajona. Od teściowej z Maroka dostałam najcieplejszą koszulkę do spania, jaką można by było wyprodukować (bo przecież Polska od Syberii mało się różni). Jest z polaru, oczywiście bez dekoltu, a za to z długim rękawem i tak długa, że nawet zakrywa cały tyłek (więc w sumie można ją nazwać europejską koszulą nocną, ale tak jej nie nazywam, bo w komplecie były do niej spodnie z polaru! 😀 ). Nigdy w życiu tego nie założę,albo co najmniej przez rok, pomyślałam sobie. Jednak pewnej bardzo chłodnej nocy (albo najzwyczajniej w świecie mi było strasznie zimno- stres o chore dziecko, niewyspanie, przemęczenie i na dodatek w marnym podkoszulku- bo w dzień i w nocy pilnuję, aby w naszym pokoju była idealna temperatura dla niemowlaka, czyli 19-21 stopni), stwierdziłam, że nie ma bata, ubieram tę super ciepłą koszulkę, bo jeszcze nerki sobie przeziębie, a lodowatymi palcami obudzę buddę w czasie przewijania. Po jakimś czasie nastąpiło kolejne nocne karmienie, a ja byłam tak zaspana, że zamiast walczyć z rękawem, porządnym chwytem złapałam za materiał z przodu i przewiesiłam go sobie za główę. Genialne ! W ten sposób w plecy mi nie zimno, rękawy na swoim miejscu, a bar mleczny otwarty. Od tego czasu i za dnia “rozbieram” się do karmienia przewieszając przód swoich bezdekoldowych koszulek vel sweterków przez główę, na szyję. Polecam ten pomysł wszystkim Barmanką ! A lada do spania (moje nogi skrzyżowane à la po turecku) często zamienia się w kołysko-bujaczek, że do dziś nie kupiłam małemu leżaczka, a moje ręce w tym czasie odpoczywają, choć zdarza się przez sen, w ramionach bujać powietrze, o czym mnie następnego dnia informuje mąż. Pozdrawiam i życzę udanej niedzieli ! (Mam nadzieję, że wkrótce Wam zdradzę patent, w jaki sposób przenieść śpiącego Buddę z kolan do łóżeczka, bo na razie wykorzystuję swoje przygniecenie na tego typu sprawy, jak telefon jest blisko, bo dotychczasowe próby wyzwolenia kończyły się porażką)

  6. My mieliśmy jeden fajny patent na usypianie, co prawda nie autorski, bo podrzucony przez położną środowiskową, ale może komuś się przyda: “skakanie” góra-dół siedząc na dużej piłce do fitnessu z dziecięciem na ręku, 10-15 min. i kimono, niestety działało gdzieś tak do 6 miesiąca ale przez te 6 miesięcy było nieocenione, nawet na wyjazdy braliśmy ze sobą piłkę!

  7. Od kilku dni prowadzę z moim czteromiesięcznym niemowlakiem nocne rozmowy telefoniczne. Jako młoda mama boję się zostawić go samego, nawet jak słodko sobie śpi i na kolejne karmienie obudzi się, co najmniej za około dwie godziny. Z drugiej strony rozumiem stęsknionego męża po całym dniu w pracy, że chciałby ze mną pobyć, porozmawiać, a nie szeptać przy zgaszonym świetle i bez możliwości wykonania gwałtowniejszego ruchu, by czasem nie obudzić Małego. Gdy Junior mocno zaśnie, dzwonię do męża i zostawiam komórkę w bliskiej odległości od naszego Śpiocha, a będąc już w drugim pokoju z mężem ustawiam w jego telefonie tryb “głośno mówiący”. W ten sposób od razu usłyszę pierwsze kwilenie Małego, gdy się przebudzi i nie musimy mieć otwartych drzwi. Domowe łoki toki, które nie szumi, jest za darmo (jesteśmy z mężem w tej samej sieci) i do którego mam większe zaufanie- gadżet w końcu kiedyś się zepsuje . Ponadto żaden znajomy, rodzina nie obudzi Juniora telefonem, bo “numer aktualnie jest zajęty”, a jedyne dźwięki, jakie Malec może słyszeć w czasie tej rozłąki, to głosy rodziców dobiegające cicho z telefonu, które go pewnie uspokają, że jesteśmy blisko.

    1. Patent wykorzystywany przez nas sporadycznie, kiedy dziecko zasnęło w samochodzie, ale tak na codzień nie polecam, bo “promieniowanie” komórki chyba nie jest najzdrowsze dla maluszka.

  8. Uff, dopiero 31 marca, więc zdążyłam. 😉
    Nie wiem czy można to nazwać patentem, ale był pewien pomysł, który chcieliśmy zrealizować po naszych doświadczeniach. Gdy nasza córka miała około 6-7 miesięcy jechaliśmy do dziadków na święta i po drodze zatrzymała nas policja. W mieście jechaliśmy 60km/h, policja jechała za nami dłuższą chwilę i postanowiła nas skontrolować. Wszystko trzeba było pokazać, oczywiście nie było do czego się przyczepić, ale samochód stał i stał. W końcu młoda się obudziła i zaczęła tak płakać, że policjant przyspieszył zakończenie kontroli i nas puścił z upomnieniem słownym. Pomysłem było, by nauczyć córkę płaczu podczas kontroli, jednak szybko zrezygnowaliśmy z tego, znajdując więcej punktów przeciw niż za. 😉
    A drugi patent, to świnka Peppa. Młoda zaczęła nosić okulary jak miała półtorej roku, a do okularów trzeba było zasłaniać jedno oko. Najpierw trudności były z przyzwyczajeniem do okularów, a potem do zasłaniania oko. Zaczęłam więc włączać jej Peppę, żeby chociaż na chwilę skupiła uwagę na czymś innym niż zdejmowanie tego, co jest na oczach. Zaczęłyśmy od 5 minut, a trzeba było skończyć na dwóch godzinach. Codziennie zwiększałam ilość bajek, a jak się przyzwyczaiła, to można było z bajek zrezygnować. 🙂 Chociaż oduczenia bajek nie było łatwo. 😉

      1. Dziękujemy za wszystkie komentarze i za udział w naszym konkursie 🙂
        Każdy z powyższych komentarzy wywołał nasz uśmiech i jest przykładem tego jak dziecko rozwija w nas kreatywność (wyróżnienie dla wkrętarki ;)).

        A oto werdykt – WYGRANA:
        Baby Mop prześlemy do Ani za deskę do krojenia i pasek – podwójną “smycz” na spacerze z trójką maluchów. Gratulacje!

Dodaj komentarz