Bardzo przyziemny temat. I prowokacyjny. Bo moim zdaniem porządku przy czwórce małych dzieci utrzymać się nie da. Chyba że zatrudni się na pełen etat kucharkę, sprzątaczkę i cztery opiekunki. Wtedy może byłoby to możliwe. My jednak nie możemy sobie pozwolić na takie surrealistyczne luksusy. W związku z tym u nas porządku utrzymać się nie da.
Dla niewtajemniczonych wyjaśnijmy dlaczego. A więc wyobraźcie sobie czwórkę małych istot, które:
- jedząc, kruszą w promieniu co najmniej 3 metrów (przy każdym posiłku czyli 5 razy dziennie)
- przez brak koordynacji ruchowej nazbyt często wylewają to, co miało się znaleźć w ich brzuchach (a że lubią słodkie, to zwykle jest to z miodem, co pociąga za sobą dalsze konsekwencje w postaci klejącej się podłogi, jeśli nie wytrzesz jej zbyt dokładnie), a także to, co miało służyć do oczyszczania pędzelka z farby podczas zajęcia nazywanego potocznie “malowaniem”
- podczas wspomnianej powyżej czynności obdarzają swym malarskim talentem nie tylko kartki papieru, ale – nie zawsze niechcący – także krzesła na których siedzą (nie daj Boże te z tapicerką!), odzież (dlaczego akurat wtedy mają ubrane te najładniejsze białe bluzeczki?!), tudzież inne przemdioty codziennego użytku znajdujące się w zasięgu pryskającego farbą pędzelka
- nie mają w zwyczaju sprzątać po sobie, lecz z wielkim zapałem przechodzą od czynności w czynność, beztrosko pozostawiając efekty poprzedniej
- zimą i przy deszczowej pogodzie nie zważają na okapujące błotem buty, szukając cię po całym mieszkaniu w celu uzyskania pomocy w zawiązaniu szalika
- latem uwielbiają przesiadywać w piaskownicy, której zawartość znajdujesz potem w kieszonkach i mankietach ich spodenek oraz pod twymi stopami na podłogach całego domu (w skrajnych przypadkach również w pościeli, na kanapach oraz w samochodzie)
- nagminnie używają swoich rękawów jako chusteczek do wycierania brudnej z buraków (i nie tylko) buzi
- uwielbiają się przebierać co najamniej 3 razy dziennie, zaznaczając każdy komplet ubrań śladami swych aktywności i pozostawiając je w miejscu gdzie się przebierały (zwykle – środek podłogi wedle zasady “zwinięte w kłębek lub porzucone”)
- i co najgorsze: uwielbiają zabierać WSZYSTKO ze swojego miejsca i porzucać gdzie popadnie. Ale tak dokumentnie GDZIE POPADNIE czyli WSZĘDZIE…!!!
Co zatem zrobić aby nie utonąć w bałaganie? Jego nawarstwianie się lubię porównywać do lawiny. Jeśli nie sprzątasz niemal nieustannie, bałagan wymyka ci się spod kontroli i niczym lawina zasypuje twe domowe pielesze z siłą jakiegoś nieokiełznanego żywiołu, w ktorym albo polegniesz ty, albo twój dom. A najgorsze jest to, że zwykle kiedy już to nastąpi, słyszysz dzwonek do drzwi. I akurat właśnie wtedy jest to koleżanka typu “Perfekcyjna Pani Domu”. Z jej perspektywy wygląda to tak, jakby był to stały stan twojego mieszkania. A w rzeczywistości starałaś się powstrzymywać zasypującą cię lawinę, tracąc na tym więcej energii niż przy treningu turbo-odchudzającym. Walczyłaś dzielnie przez wiele godzin, ale w końcu, w wyniku nagromadzenia czynności typu:
zrobienie obiadu, nakarmienie nim czterech buź (i swojej przy okazji), przebieranie pampersa i karmienie piersią, rozdzielanie kłócących się osobników, odebranie ważnego telefonu, na czas którego trzeba było zająć dzieci czymś w stylu ciastolina i w związku z tym niewyegzekwowanie posprzątania po poprzedniej zabawie (etc.),
poległaś!
Lawinowe tworzenie się bałaganu oraz jego sprzątanie, które w mojej wyobraźni czyni ze mnie mitologicznego Syzyfa, nieraz doprawadzało mnie:
A) na skraj rozpaczy
B) do szefskiej pasji lub
C) do klasycznego doła
W końcu jednak poszłam po rozum do głowy. Przestałam walczyć z wiatrakami i przyjęłam pokornie:
przy czwórce dzieci porządku utrzymać się nie da.
Trzeba wybrać: albo ja, albo one, albo porządek. Ktoś musi polec. Wybrałam porządek. I odtąd żyję szczęśliwsza, a na pewno bardziej spokojna. I dzieci są szczęśliwsze z mniej nerwową mamą. Wyluzowałam. Ceną jaką płacę za to wyluzowanie jest potencjalna opinia innych na mój temat. Ale wolę być słabą panią domu w ocenie tych perfekcyjnych niż znerwicowaną matką w oczach moich dzieci. A mąż? Dobry mąż powiedziałby, że woli uśmiechniętą żonę w zabałaganionym domu niż nerwową w wysprzątanym. No i miałby rację. Ja też wolę siebie taką. I dzieci na pewno też 🙂
Tak więc ogłaszam wszem i wobec: nie interesuje mnie co sobie pomyślicie wszyscy o stanie mojego mieszkania, bo bardziej interesuje mnie czy moje dzieci i mój Mąż będą w nim szczęśliwi. A swoją drogą ciekawe czy jest gdzieś na świecie matka czwórki (lub większej ilości) dzieci w wieku 0 -6, która nie wynajmuje całej załogi sprzątaczek i innych pomocników, a która ma zawsze porządek i jego utrzymanie nie odbija się na jej relacjach z najbliższymi. Jeśli gdzieś jest – moje wyrazy szacunku (choć wydaje mi się że postać taka jest raczej fikcyjna). A opinie wszystkich innych, są dla mnie nieautorytatywne, bo wszyscy inni po prostu nie wiedzą jak to jest.
No to się pięknie wypięłam na to “co myślą inni”. A tutaj wpis o tym, jak sobie pomagam w jako-takim utrzymaniu porządku przy czwórce małych dzieci. Bo jakoś jednak trzeba sobie radzić, aby wygrać z lawiną 😉
Zdjęcie –
Dobry tekst 🙂 Ale muszę Ci powiedzieć, że oprócz sytuacji jaką opisujesz, jest jeszcze gorsza 🙂 tzn kiedy wśród znajomych jesteś uznana za dobrą panią domu.
Ja mam ten problem. Jako miłośniczka i wielbicielka porządku wszelakiego staram/starałam się robić wszystko, żeby mieć idealny porządek. I tak na początku małżeństwa co tydzień myłam okna, wycierałam lustra, trzepałam dywany 😉
Po urodzeniu pierwszego dziecka dywany wywaliłam, bo były posikane i poplamione. Po urodzeniu drugiego dziecka przestałam myć okna, bo były na nich przez cały czas paluchy i ślady przytkniętej do szyby twarzy ( ponadto w tym miejscu powinnam wstawić zdjęcie okna, po tym jak Łuki jedząc bułkę i oglądając widok za oknem kichnął na szybę). Po urodzeniu trzeciego dziecka już nawet luster nie wycieram, bo w czystych widziałabym, że się nie czesałam, a moja bluzka pozostawia wiele do życzenia. Dlatego masz rację! Albo porządek albo zdrowie psychiczne! 🙂 Pozdrawiam
Jak to mawia mój sąsiad…
Dom to nie muzeum.
Jestem mamą trójki dzieci 3, 2, 1 zaczęłam czytać porady w internecie bo myślałam, że tylko ja sobie nie radzę z porządkiem w domu.
Takie codzienne sprzątanie nie jest złe. Gorzej jak się nawarstwi… U mnie takim super pomocnikiem okazała się myjka parowa ariete, która sprawdza się przy dzieciach i zwierzakach bardzo