Kto dziś zrobi obiad? Czyli wpis o podziale obowiązkòw.

Czas poruszyć ciekawy temat.
Zastanawiam się ostatnio nad tym, jak powinno się dzielić obowiązki w małżeństwie. Dla zmartwionych powiem od razu, że jestem daleki od rozdzielania zadań każdemu z małżonków, chciałbym tylko zwrócić uwagę na kilka spraw, które mogą ułatwić ich właściwe podzielenie. A więc….
chyba wszyscy się zgodzą ze mną, że w naszym kraju istnieje pewien stereotyp dotyczący kobiety… Kobieta powinna: zajmować się domem, dziećmi, gotować obiadki mężowi, wyglądać dla niego super, być do tego super kochanką i najlepiej jeszcze pracować zawodowo…. Może nie jest to standard, ale coś w tym chyba jednak jest. Nie mówię już o fenomenie Perfekcyjnej Pani Domu, która chyba taka perfekcyjna nie była, skoro się rozwiodła z mężem…

A co z facetami ? No wiadomo, praca zawodowa no i prace w domu, te oczywiście techniczne, no może jeszcze wyniesienie śmieci. To tyle, jeśli chodzi o stereotypy, a jak jest w życiu??? Wiadomo – różnie, wręcz bardzo różnie, bo może być i zupełnie na odwrót. W jaki jednak sensowny sposób rozdzielić obowiązki domowe, żeby to trzymało się kupy i żeby żadna ze stron nie czuła się wykorzystana?

Na dobry początek musimy zwalczyć stereotyp dotyczący kobiet. Panowie, zwracam się z gorąca prośbą, abyście uświadomili sobie, że po pierwsze: kobieta to nie cyborg…

Wiem, że nasze Panie mają niezwykłą podzielność uwagi, która pozwala im robić pięć rzeczy na raz, ale nie jest to powód, żeby być wykorzystywaną do wszystkiego. Nawet jeśli nie pracuje zawodowo, to nie może być tak, że gospodarstwo domowe jest tylko na jej barkach!! Panowie, czas zrozumieć, że my pracujemy na etat w firmie, a gospodarstwo domowe to nie jeden, a kilka etatów. A gdy dojdą jeszcze do tego dzieci, to wtedy robi się prawdziwa fabryka.

A teraz druga sprawa. W moim odczuciu, jeżeli oboje małżonkowie pracują zawodowo, to naturalnym powinno być, że dzielą się obowiązkami. To chyba dość logiczne, ale nie jestem pewien czy zawsze tak jest. Silne przyzwyczajenia kulturowe powodują, że nie zawsze nasze Panie spotykają się z naszym zrozumieniem. Przyznam się, że ja też mam czasem takie odchylenia i często muszę żonę przeprosić i ruszyć tyłek do roboty. Uświadamiamy sobie wtedy, jak głęboko mamy zakorzenione w sercu pewne przyzwyczajenia wyniesione z domu.

Dobra. Zawalczyłem ze stereotypami. Mógłbym się rozpisać i uzasadniać moje tezy, ale myślę, że każdy z was, jak siądzie i przemyśli, to się zgodzi ze mną. Skoro więc oczyszczona została atmosfera, to teraz przejdźmy do metody, która w moim odczuciu może pomóc we właściwym rozdzieleniu prac domowych.

Punkt 1. „naturalność”

Po doświadczeniu 4 lat małżeństwa stwierdzam (i chętnie sam bym tak zrobił, jakbym mógł cofnąć czas), że warto, kiedy wchodzi się w związek, rozpisać sobie kto co LUBI robić w domu. Mógłby się ktoś zapytać: po co? A no jestem przekonany, że każdy wyszedł ze swojego domu z różnymi umiejętnościami i przyzwyczajeniami i każde z małżonków umie coś innego i świetnie się sprawdza w danych zadaniach. O co mi chodzi? Podam przykład z życia, najlepszy jaki znam, bo własny: ja wyszedłem z rodzinnego domu z umiejętnością gotowania. Co więcej, dodam, że bardzo lubię to robić. Natomiast moja żona nie lubi, nie umie i nie chce tego robić. Nawet nie macie pojęcia jak długo ona sama siebie torturowała myślami, że jest złą żoną, bo nie lubi gotować; myślami, że tak nie powinno być, że facet gotuje. Co jednak począć, Julia nie lubi tego robić, a jak się do tego zabiera, to trwa to dość długo. Ostatnio po raz kolejny rozmawialiśmy na ten temat i wreszcie doszliśmy do wniosku, że po co się męczyć. Ja lubię gotować, robię to w miarę ok (nikt się jeszcze nie otruł), to po co trzymać się jakiś ram, które każą nam robić to, czego nie chcemy. Rozumiecie o co mi chodzi ? W pierwszym etapie musicie szczerze powiedzieć sobie, co lubicie a czego nie, przełożyć to na zadania i rozdzielić je. Liczy się szczerość. Wiem, że po tym pierwszym etapie może być tak, że będzie nierównowaga, szczególnie na niekorzyść faceta. Nie oszukujmy się panowie, nie lubimy tych uciążliwych i powtarzalnych prac domowych i w związku z tym przechodzimy do etapu nr 2.

Punkt 2. „decyzja”

Gdy już sobie szczerze powiemy, co lubimy, to teraz trzeba pomyśleć, czego nie lubimy i nie umiemy. Jest niestety często tak, że facetom pod nos wszystko dawała ich mama i nie musieli kiwnąć nawet palcem. Mężczyzna taki wychodzi z domu bez prawie żadnych umiejętności i gdy wchodzi w związek, nagle okazuje się, że odkurzanie albo nawet dokręcenie śrubki jest problemem. I co robić? Tu ważną rolę odgrywa partnerka takiego faceta. Często jest tak, że kobieta woli zrobić coś za swojego męża, bo nie chce wiecznie czekać, aż on się nauczy czy zrobi to. Ale miłe Panie, nie tędy droga! Pisałem już o tym w poście o inspiracji, ale tu dochodzi jeszcze żelazna wola. Jeśli odpuścicie, to on się nie nauczy i do końca życia odkurzenie domu będzie stanowić dla niego wielki problem. Facet uczy się wolno, ale jak już załapie, to będzie w danej czynności coraz bardziej wydajny (faceci tak mają, że lubią robić rzeczy coraz bardziej sprawnie). Uwierzcie mi bądź nie, ale gdyby nie moja Żona, nie umiałbym do teraz wbić dobrze gwoździa. Julia wytrwale mnie inspirowała i umiejętnie suszyła głowę i w końcu okazało się, że nawet wymiana spłuczki w toalecie nie jest dla mnie tajemnicą.  A z drugiej strony… Panowie, jesteśmy w stanie nauczyć się bardzo wiele i nawet odkurzanie potrafi być ciekawe (ostatnio robię to nałogowo). Jestem zdania, że wykonywanie prac w domu może dawać ogromną satysfakcję, choćby świadomość, że żona ma mniej na głowie i może łaskawym okiem częściej spojrzeć na nas, jest warta tej pracy i nauki.

Mając świadomość jakie są nasze mocne i słabe strony, czego musimy się nauczyć, a co już opracowaliśmy, możemy przejść do dzielenia się zadaniami i tu właściwie myślę, że potrzeba powiedzieć tylko o jednej rzeczy. RÓWNOWAGA. Nic więcej nie trzeba dodawać. Jeśli obie strony jednakowo angażują się w związek na poziomie emocjonalnym, to i w pracach domowych na takim samym poziomie winny się zaangażować. I pamiętajmy, że stereotypy mogą co najwyżej przeszkadzać w takim podziale. Nie przejmujmy się nimi.

Pozdrawiam

Janusz

A jak jest teraz? – dopowiedzenie Julii 6 lat później

Teraz – 10 lat po ślubie – obowiązkami domowymi dzielimy się po prostu wymiennie. Działamy razem, jak drużyna. Każdy z nas robi to, co akurat jest do zrobienia. Więc w praktyce życia z czwórką dzieci i pracą zawodową wyszło tak, że oboje gotujemy, oboje sprzątamy – zależy od tego, kto akurat ma czas i kto akurat jest w domu. Często spotykam się z pytaniem “Jak ty dajesz radę z czwórką dzieci, pracą i jeszcze tyle rzeczy robisz?”. Kochani nie dałabym rady, gdybym tylko ja miała sprzątać i gotować. Myślę, że byłabym wtedy wykończoną, sfrustrowaną panią domu z poczuciem niedocenienia i zaniedbania przez męża. Ciągniemy ten wózek, którym jest nasze wielodzietne życie, tylko dlatego, że ciągniemy go naprawdę razem.

Designed by Freepik

2 myśli na temat “Kto dziś zrobi obiad? Czyli wpis o podziale obowiązkòw.

    1. Od czegoś trzeba zacząć 😉 chwal go za frytki, to może następnym razem przyjmie Twoją sugestię, żeby ugotowal też mrożone warzywa i tak krok po kroku dojdziecie do pełnego obiadu 🙂

Dodaj komentarz