Na moje oko to temat dla facetów, ale może Panie też się zainteresują.
Od razu rozwieję wątpliwości. Jeśli ktoś liczy, że będę pisał, jak układać sobie plan dnia pod tym kątem, żeby być bardziej sprawnym w pracy i najlepiej w 3 miejscach na raz i być super menedżerem itp., to może zakończyć czytanie na tym zdaniu. Nie, ja mam na myśli coś znacznie bardziej ważnego.
Ostatnio zadzwonił do mnie kumpel od tak, pogadać, co tam u mnie, jak żyję, jak dzieciaki i żona. Poprosiłem żeby najpierw on opowiedział co u niego, przeczuwając, że mój wywód będzie długi. Jak zacząłem wymieniać co i jak (nie będę wchodził w szczegóły, możecie mi wierzyć jest tego dużo), to w momencie jak skończyłem, koledze trochę opadła szczena i zaczął się martwić czy ja się nie wykańczam przypadkiem. Wiecie co, sam sobie tak siadłem i pomyślałem…. Dużo… A z drugiej strony, mimo wszystko jest ok, bo rodzina na tym nie straciła zbyt wiele… I to jest sedno tego posta – jak to zrobić, żeby przy nawale różnych obowiązków, pracy, stresów, żyć tak, by żona była szczęśliwa i dzieci miały ojca na tyle, żeby wszystko się dobrze kulało.
Abyście nie odnieśli wrażenia, że sobie słodzę, musicie wiedzieć, że to o czym będę pisał rodziło się w bólach, poczucia niedopełnienia obowiązków rodzicielskich i małżeńskich. To jest jakieś moje doświadczenie z ostatnich 10 miesięcy. Nie ukrywam, że również patrzyłem na innych jak sobie radzą i widziałem przykłady i budujące, i takie, które wołały o pomstę do nieba. Nie mogę też powiedzieć, że temat ten jest zamknięty. Myślę, że cały czas będę pracować nad tym. Mam swój punkt wyjścia, którym zamierzam się podzielić z wami.
Po tym przydługim wstępie wreszcie może napiszę w czym rzecz.
„Czas to pojęcie względne, nie on powinien rządzić Tobą lecz Ty nim”.
Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić. Ja sobie często to mówiłem, ale w konfrontacji z życiem zacząłem wątpić, czy miałem rację. W sumie to miałem sobie sporo do zarzucenia i byłem na siebie zły przez pewien okres czasu, że za mało czasu poświęcam rodzinie. Jak nie praca to zajęcia, jak nie zajęcia to inne sprawy. Ciągle coś i ciągle coś.
Wreszcie powiedziałem sobie, że to jest jedna wielka lipa!!!!!
Zacząłem podświadomie kombinować, co tu zrobić, bo normalnie nie daruję sobie, jeśli żona i dzieci pewnego pięknego dnia powiedzą mi, że za mało mnie mieli. I co ciekawe, pomysł pojawił się bardzo szybko…. Zastanawiacie się pewnie do jakiej szkoły organizacji czasu poszedłem. No właśnie nie …
Otóż wystarczyło, że każdego dnia zamiast myśleć co mam do roboty i gdzie mam się pojawić, zacząłem myśleć ile czasu mam dla rodziny …. Tak. Tylko tyle, tylko i pewnie, dla wielu, aż tyle…. No bo jak zacząłem w pierwszej kolejności planować czas jaki mam dla nich, to po pierwsze, jak widziałem, że jest go za mało, wywalałem co można było i nagle się czas znajdował. Po drugie, ten czas, który miałem dla nich, zacząłem lepiej wykorzystywać (i tu od razu przyznam, że ciężko mi to idzie, to w sumie kwestia skupienia się na jednej rzeczy, nie łatwe w moim przypadku). Nagle okazało się, że czasu jest dużo, a przynajmniej spokojnie wystarcza!! Mówię od razu: to nie jest takie łatwe jak się wydaje, to kwestia odwrócenia myślenia, co naprawdę w tym zabieganym świecie jest trudne.
Na pocieszenie dla mężczyzn, którzy za chlebem musieli emigrować lub inne czynniki zmuszają ich do rzadkiego kontaktu z rodziną:
Panowie, w naszym przypadku mamy dwie rzeczy do przekazania naszym dzieciom. Dwie podstawowe. O innych już nie mówię, ale jeśli te dwie przekażemy, to już naprawdę dużo. Co więcej, można je dać za pomocą słów.
„Kocham Cię i akceptuję Cię takim jakim jesteś”. Dwa komunikaty, tylko te dwa, a świat dziecka staje się inny, totalnie inny, ale o tym w kolejnym poście, bo to dłuższa sprawa. W każdym razie jeśli nie masz bezpośredniego i częstego kontaktu z dzieckiem, to wiedz, że Twoje słowa i tak mogą zbudować silną więź między Tobą a nim. Jeśli chodzi o żonę, z tym jest więcej problemu, ale kobieta jest w stanie przyjąć czynniki nadrzędne, powodujące rozłąkę. Dzieci już niekoniecznie.
Wiecie, pisałem tego posta dość długo, bo 2 tyg. (w międzyczasie wydarzyło się sporo i nowe przemyślenia wpadły) i mam świadomość, że końcówka wprowadza pewien misz-masz ( jak to się pisze?), ale ok, idea została oddana, a w kolejnym poście postaram się opowiedzieć trochę więcej o komunikatach, które TRZEBA przekazać dziecku. A więc nie ma paniki, tylko muszę to zebrać do kupy, bo mi mózg paruje.
Ale za nim dojdziemy do tego ważnego tematu, to mały krótki wpis o sprzątaniu.
Pozdrawiam Janusz