Po co facet na porodówce

Hej!
No więc jesteśmy po porodzie. Na świat przyszedł nasz synek. Jesteśmy z Julką bardzo szczęśliwi. Poród przeszedł naprawdę dobrze, ale to nie jest wpis o tym…
Wiecie, podczas porodu miałem taką rozkminę… to znaczy, tak szczerze, to była ona chwilowa, bo byłem tak śnięty z niewyspania, że ledwo stałem na nogach. I nie, to wcale nie oznacza, że poród był jakoś wyjątkowo długi. Po prostu wieczorem coś czułem, że się zbliża i się w zasadzie nie położyłem spać. Czytałem książke na tarasie do 2 w nocy, potem się położyłem dosłownie na 10 minut i to w ubraniu, tylko po to, żeby po tych 10 minutach pakować się do auta. Wszystko się wzięło z tego, że ciąża wyjątkowo (jak na nasze standardy) była przenoszona o 5 dni i lekarz stwierdził, że warto, aby już się dzieciątko urodziło. Ale żeby nie było, że nic nie robiliśmy w tym względzie… Julia dosłownie wysprzątała cały dom, kosiła trawę, myła okna, pieliła chwasty, poszła na wycieczkę 3 km pieszo… Wszystko na nic. Ostatecznie po raz pierwszy sięgnelismy po miksturę wywołującą poród (przepis dostaliśmy od doktora) 🙂 Czego tam nie było: masło migdałowe, olej rycynowy, woda gazowana, sok z brzoskwiń i jeszcze jakieś ziółko … nie wiem jak to smakowało, ale… zadziałało!
Dobra, jak zwykle się rozpisuję. W każdym razie trafiliśmy na porodówkę… już nam znaną, bo po raz piąty rodziliśmy w tym samym szpitalu. Mieliśmy wspaniałą położną… no i tu zaczyna się moja rozkmina. Otóż weszliśmy do sali iiiiii siadłem na fotelu… i po chwili zacząłem odlatywać ze zmęczenia, gdyż poród się rozkręcał powoli. Jako doświadczony ojczulek miałem zestaw przetrwania czyli książkę, którą czytałem jeszcze na korytarzu jak Julkę przyjmowali. Książka pomogła jednak tylko o tyle, że zaczęła mnie usypiać.
Ostatecznie znów powróciła rozkmina: Co facet właściwie robi na porodówce??? No przecież nie rodzi. No to może wspiera? Nooooo, tak i nie, bo to zależy dużo od potrzeb kobiety. Nie raz, nie dwa się przekonałem, że dotykać Julię podczas skurczu jest pewnym ryzykiem, a musicie mi uwierzyc, że Julka to jest naprawdę spokojna i skupiona; nie krzyczy i nie klnie itp 🙂 a na przykład słyszałem obok Panią, co naprawdę mocno krzyczała i przekleństwa też leciały. Zastanawiam się co robiłbym na takim porodzie… patrzył?
Ja w każdym razie podczas tego naszego piątego porodu poczułem się taki… niepotrzebny. Co tu robić, jak żona przeżywa skurcz? Czytać nie będę, spać wiadomo… pocieszać – tylko spróbuj… to jak proszenie się o pacnięcie w łeb. Nawet siedzenie na fotelu takie jakieś dziwne, położna wchodzi,  to co ja będę siedział.
No więc, że zacytuję znaną piosenkę “co ja robię tu?!”
A oto do czego doszedłem: ta obecność jest szalenie ważna, jesteśmy wsparciem przez samo nasze bycie, dobre słowo, po prostu jesteśmy (a od czasu do czasu można też coś konkretnie pomóc: podać, przynieść, pozamiatać 😉 albo wezwać położną). Wiem, że niektórzy faceci nie są gotowi być na porodzie i ja tego absolutnie nie oceniam,  ale powiem tylko, że jest to unikalna chwila i pochopnie nie  powinno się z niej rezygnować, nawet jak się ma jakieś lęki. Ja wam powiem, że nigdy podczas tych 5 porodów nie spojrzałem na samo wyjście dziecka. No… nie, to dla mnie za dużo, zawsze jestem przy głowie żony, trzymam za ręce, przypominam o oddychaniu, ale… delikatnie. Żona z resztą sama podrzuciła powód dlaczego jestem na porodzie: bo mogę zobaczyc naocznie jaki to wysiłek i poświęcenie. I tak – zgadzam się z tym. Poród ma w sobie coś z traumy i euforii naraz i to też nie są moje słowa, tylko Julki. Facet na porodzie jest jednocześnie niezbędny i niepotrzebny, no bo kobieta sobie poradzi, no przecież tak było i pewnie będzie… ale o ileż taki poród jest piękniejszy i pełniejszy gdy mężczyzna, który bądź co bądź bierze udział w stworzeniu dziecka, jest też przy jego przyjściu na świat. Dlatego drogi kolego, jak czujesz się nieco niepotrzebny podczas porodu to wiedz, że tak naprawdę samo to, że jesteś,  jest czymś wielkim, nawet jak nie wiesz co zrobić z łapami…
Pozdrawiam 🙂

Dodaj komentarz