Jak wy to robicie?

“Jak wy to robicie, że wasze dzieci są takie grzeczne?”
Takie pytanie wczoraj z mężem usłyszeliśmy od znajomej. Miód na nasze rodzicielskie serca. Że też czasem naszym dzieciom udaje się zrobić na kimś dobre wrażenie. Mieliśmy ochotę odpowiedzieć, że pozory mylą, ale koleżanka szła w zaparte. Chyba naprawdę była zaintrygowana i żądna wiedzy: “Kierujecie się w wychowaniu intuicją czy korzystacie z jakichś książek?”. W ten sposób podrzuciła mi pomysł na blogowy temat.

Przestudiowaliśmy parę książek, ale najwięcej czerpiemy z dwóch: “Miłość i logika” oraz “Rodzice w akcji”. Ciekawa jest też książka “Rodzeństwo bez rywalizacji” i “Jak mówić żeby dzieci słuchały, jak słuchać żeby dzieci mówiły”.
Oto co z ich lektury utkwiło mi w pamięci:
– Dzieci powinny ponosić konsekwencje swoich zachowań. Informujemy uczciwie, jakie to będą konsekwencje. Np. Kiedy nie chcą jeść obiadu, informujemy że nie dostaną deseru i że kolacja jest o 19 (nie wcześniej) lub kiedy wylewają wodę z wanny, informujemy, że jeśli jeszcze raz wyleją, będą musiały wyjść (lub raczej w formie pozytywnej: “w wannie zostają tylko te dzieci, które nie wylewają wody, pozostałe muszą wyjść”).
– Właśnie – zakazy formujemy w wersji pozytywnej (np. Kiedy dziecko krzyczy w salonie: NIE “Nie możesz tak krzyczeć”/”Nie krzycz tak” ALE “Możesz krzyczeć w swoim pokoju”) i konkretnej (np. kiedy dzieci wchodzą gościom na głowę: NIE “Bądźcie grzeczni”/”Zostawcie gości w spokoju” tylko “Mogą z nami być dzieci które…”- wymienić dokładnie- np. “mówią po cichu i siedzą na swoich krzesłach”).
– Również nakazy formujemy motywująco- NIE “posprzątaj pokój”, tylko “wszystkie zabawki których już nie chcecie zostawcie na podłodze – mama przyjdzie i je weźmie do wyrzucenia” (Działa rewelacyjnie! Sprzątają, aż się kurzy. ) LUB “dam ci kolorowanki, jak tylko posprzątasz puzzle” LUB “pójdziemy na podwórko, zaraz po tym jak odrobisz zadanie” (zamiast “odrób zadanie, dopiero wtedy pójdziemy…”).

Z książki “Rodzeństwo bez rywalizacji” zaczerpnęliśmy jej myśl przewodnią – nie być niczyim sojusznikiem ani sędzią w sporach rodzeństwa – niech się sami dogadują. I tak kiedy (średnio 15 razy dziennie) któreś przychodzi do mnie ze słowami “Mamo a on mi to. Mamo a on mi tamto”, odpowiadam: “To powiedz to mu, a nie mi.” lub gdy kłócą się o coś, staram się uczyć ich znalezienia rozwiązania dobrego dla wszystkich. Kiedy jedno z nich płacze, bo drugie coś postanowiło, mówię temu drugiemu: “Porozmawiaj (z tym pierwszym), musicie wspólnie wymyślić takie rozwiązanie, żebyście OBOJE, a nie tylko ty, byli zadowoleni”. I wiecie co? Ku mojemu zdziwieniu, wymyślają je.
Poza tym, kiedy płaczą z powodu rodzeństwa, uczymy ich mówić o uczuciach: “Powiedz mu jak ci przykro, powiedz jak cię to bolało.”

Kluczowy jest w tym wszystkim sposób mówienia – konsekwentnie i stanowczo, ale z miłością, spokojnie, na luzie. Nieraz widziałam, że kiedy mówię jedną i tę samą rzecz ze stoickim spokojem, przynosi to nieporównywalnie lepsze reakcje u dzieci, niż gdy mówię w złości i zniecierpliwieniu. Niestety stalowe nerwy i anielska cierpliwość to nie moja domena. Ale warto się zapierać siebie, bo efekty znacznie lepsze.

A wracając do naszych metod: Staramy się też, aby nasze dzieci czuły swoją wartość oraz to jak ich kochamy. Mówimy im o tym często (moje ulubione: “Kocham Cię najbardziej na świecie. Tata też. Bardziej kocha Cię tylko Bóg”), okazujemy dużo czułości, spędzamy razem dużo czasu. Kiedy coś nam nie wyjdzie – pomylimy się lub puszczą nam nerwy – przepraszamy. Nie zgrywamy rodziców nieomylnych.
Co także bardzo istotne… Nie posyłamy dzieci do przedszkola, nie zostawiamy ich w świetlicy po zajęciach (chyba że bardzo chcą się pobawić z kolegami). Jednym słowem nie przechowujemy dzieci w instytucjach, bo wtedy to te instytucje by je wychowywały,  a nie my. Nie mamy też w domu telewizora, a nasze dzieci nie poznały jak dotąd gier komputerowych – nie idziemy na łatwiznę i nie pozbywamy się dzieciaków dla świętego spokoju na całe godziny (ale na jedną godzinę dziennie owszem –  człowiek czasem musi odetchnąć żeby nie oszaleć – mamy komputer i bajki na dvd i nie wahamy się ich użyć, gdy trzeba. Trzymamy się jednak zasady “max godzina bajek dziennie”. Staramy się też wybierać sensowne bajki – wartościowe, propagujące pozytywne wzorce, edukacyjne lub bajki po angielsku).

A teraz powiedzmy sobie jasno: Oczywiście to wszystko nie jest łatwe i czasem pozostaje tylko w sferze teorii, a nasze dzieci wchodzą nam na głowę i mamy wrażenie że zupełnie sobie z nimi nie radzimy. Tak. Jesteśmy normalnymi rodzicami, a nie jakimiś wyidealizowanymi guru. Jednak mając na podorędziu konkretne teorie i metody wychowawcze przynajmniej wiemy do czego zmierzamy.  

No i raz na jakiś czas zza chmur naszej bezsilności i frustracji (no bo ile można mówić, powtarzać, wysłuchiwać wrzasków, buntów i zażaleń), pojawia się promyk nadziei, że będą z nich ludzie – tak jak wczoraj, kiedy owa koleżanka z wielkim zdumieniem zauważyła: “Powiedzieliście im że mają się iść kąpać i oni po prostu poszli. Wow. Jak wy to robicie?”

 

5 myśli na temat “Jak wy to robicie?

  1. Witam stosuje bardzo podobne „techniki” wychowawcze- niedawno odkryłam tez pozytywna dyscyplinę pani Jane Nelsen – dziele się zatem 😉
    Pozdrawiam Monika

Skomentuj aniaslonko54 Anuluj pisanie odpowiedzi