Oczywiście nie jest tylko różowo. Jest nam też trochę trudno i trochę nerwów jest. I z dziećmi, i tych małżeńskich. Nie koloryzujemy.
To trochę tak jak wsadzenie naszej szóstki w nieoczekiwany urlop, tyle że bez osób trzecich. Zwykle wczasy zaczynamy od małych spięć, bo trzeba się na nowo przyzwyczaić do bycia ze sobą 100% doby. Więc teraz jest podobnie.
W przypadku tych “wakacji” sprawę utrudnia fakt, że dzieci nie mogą spotykać się z kolegami i koleżankami (a zwykle robią to prawie codziennie po szkole oraz przez całe prawdziwe wakacje), więc wiszą na nas trochę. Najmłodsza Trzylatka chodzi za mną wszędzie, Starsza Córka oczekuje, że zastąpię jej koleżanki w zabawie Barbie i Lego Friends, a liczba wypowiadanych “mama” z czterech ust przerasta możliwości mojej percepcji i zdolności sprawnego odpowiadania na wszystkie, często jednoczesne, pytania, prośby i zażalenia. 😉
Jak mi dziś napisał jeden z naszych, też-czterodzietnych, znajomych:
“Dzieci męczą z nudów. 🙂 Dzisiaj po dwóch godzinach ciągłej zabawy (we wszystko co chcą) jak powiedziałem, że teraz wypiję herbatę i potrzebuję kilka minut, córka wykrzyczała mi z żalem: “Ty się w ogóle z nami nie bawisz!!!!” 🙂
Klasyka!!! Mamy to samo. 🙂 A trzeba przyznać, że trudno jest ciągle (żeby potem nie usłyszeć, że “w ogóle”) bawić się z czwórką dzieci jednocześnie. Pal sześć to “jednocześnie”. Gorzej o to “ciągle”.
Ale z drugiej strony to okazja, żeby poznać siebie lepiej. Poznać siebie w relacjach z bliskimi. Bo jak jest się nieustannie bombardowanym przez dzieci (no dobra, z wyjątkiem tych chwil, kiedy one przyrządzają posiłek 😉 ) tysiącem bodźców, to człowiek zmęczony i sfrustrowany się robi, że nic zrobić nie może (oprócz zasadzenia tych róż 😉 ), więc łatwo o spięcia, a jak są spięcia, to zaczynają się kłótnie… I co wtedy? Wtedy grunt to rozmawiać. Po każdej kłótni rozmawiać i wyciągać wnioski.
NVC
Pod względem budowania relacji małżeńskich, my mamy teraz tą komfortową sytuację, że ciągle razem jesteśmy z Jasiem – nikt z nas nie chodzi do pracy w tym czasie. I tylko ze sobą jesteśmy – nie spotykamy się z nikim innym. Więc zdaje się to być idealny czas na zadbanie o swoje małżeństwo i budowanie dobrych relacji z dziećmi. A że czasem odbywa się to przez nerwy… – no cóż… droga oczyszczania nie jest łatwa. Grunt to nie pozostawać na tym poziomie, tylko iść dalej – nawet jak się przed chwilą rozwaliło w tej relacji co nieco, to migiem, szybko, ekspresowo, NATYCHMIAST!!! NAPRAWIAĆ. I przyjąć pokornie, że jak w lustrze – drugi człowiek pokaże nam prawdę o nas samych. Rzecz w tym, żeby tę prawdę O SOBIE (a nie tylko osąd o tym drugim) zobaczyć, a potem przyjąć tę prawdę i próbować się zmieniać na lepsze. Zawsze z dobrem drugiego człowieka przed oczami. Zawsze numer jeden to szacunek do wolności i odrębności tego drugiego człowieka- czy to współmałżonka czy dziecka. Powtarzam: szacunek do jego odrębności i wolności. Szacunek dla jego uczuć i potrzeb. Tego się uczę. Daleka droga!!! Przy okazji – kwarantanna społeczna to świetna okazja do ćwiczenia NVC [non violent communication]. A dla tych, którzy jeszcze nie wiedzą, co to – okazja do przeczytania “Porozumienia bez przemocy” Rosenberga – gdybyście z racji kwarantanny mieli więcej wolnego czasu. W końcu niejako mamy dodatkowy dany nam czas. Hmm… Wolny czas to oczywiście pojęcie względne u wielodzietnych, więc zdanie tamto nie dotyczy matek “samotnie” wychowujących dzieci, kiedy mąż mimo kwarantanny musi pracować, a nie tak jak w naszym przypadku – że nie musi. [O, i to są te sytuacje, kiedy muzycy mają się lepiej. 😉 😉 😉 ]
A wracając do NVC, to jest kolejny temat na post, który czeka już w mojej głowie od dawna i też już Wam go kiedyś obiecywałam. Zamierzam obietnicy dotrzymać. Tak więc do zobaczenia w zaspoilowanych przeze mnie wpisach już wkrótce. A tymczasem trzymajmy się wszyscy ciepło w zdrowiu, modlitwie i budowaniu relacji opartych na szacunku dla odrębności i wolności Drugiego – takiego Małego i takiego Zaobrączkowanego. 😉