Po 6-letniej przerwie, jaką mieliśmy po czwartym dziecku, okazało się, że nie wszystko już pamiętam. Jedną z tych rzeczy była kwestia jak się przygotować na narodziny, co zabrać do szpitala, jak urządzić sypialnię, co w ogóle jest mi potrzebne, co może mnie zaskoczyć i na co powinnam być przygotowana. I o tym właśnie ten wpis 🙂
1. Torba na porodówkę
Oczywiście na ten temat znajdziecie mnóstwo informacji w internecie, więc dodam tylko te z mojego świeżego doświadczenia, że wiele zależy od zasad panujących w szpitalu, w którym będziecie rodzić. Mnie zaskoczyło tym razem, że szpital (a rodziłam piąty raz w tym samym, tylko zwyczaje się w nim zmieniły) nie zapewniał z zasady (gdybym poprosiła, to pewnie by dali) dziecięcych ubranek, podkładów na łóżko i podpasek poporodowych. Przydały mi się też własne pieluchy tetrowe jako prewencja na ulewanie i brudzące kupy przy przewijaniu. Wszystko to więc powinno się było znaleźć w mojej torbie, razem z pampersami (stosuję tę nazwę ogólnikowo, bo my najczęściej kupujemy Dady w Biedronce, a nie pampersy firmy Pampers, choć takowe też dostaliśmy w prezencie) i mokrymi chusteczkami. Poza tym kilka ręczników i koszul nocnych wygodnych do karmienia (tak! kilka! bo szybko się brudzą), klapki pod prysznic, papcie i szlafrok lub inne okrycie maskujące ewentualne plamy od krwi do chodzenia po korytarzu, majtki odpowiednie do włożenia wielkich podpasek. I oczywiście obowiązkowy zapas wody i dodatkowych przekąsek. O karcie ciąży z dokumentacją medyczną – zwłaszcza grupa krwi, dowodzie osobistym (potrzebny na Izbie przyjęć), komórce z ładowarką też nie wolno zapomnieć.
2. Wyposażenie garderoby dziecka
To – w mojej praktyce – przede wszystkim body i pajacyki. I dużo pieluch tetrowych lub jakichś innych bawełnianych prześcieradełek (nasz dużo ulewał na początku, a kupy i siku nieraz przeciekną, więc pielucha tetrowa lub inne dodatkowe prześcieradełko zawsze rozkładam na podstawowym prześcieradle z gumką w jego łóżeczku, a także w gondoli wózka). Poza tym na samym początku, kiedy jeszcze bardzo się chucha i dmucha na higienę, takie bawełniane “podkłady” przydadzą się wszędzie, gdy chcemy gdzieś dziecko położyć lub wziąć na ręce. Pozostałe ubranka zależne od pory roku, w której maluch przyjdzie na świat. Nasz przyszedł na świat w totalne upały, więc ciepłych ubrań nie używałam na początku wcale, za to w cenie były “pajacyki” z krótkim rękawkiem i nogawkami oraz przewiewna czapeczka. Becików z tego właśnie powodu nie wykorzystałam wcale, a w chłodny czas zwykle przez pierwsze tygodnie je stosowałam, by maluch czuł się bezpieczniej. Za to szybko przypomniała mi się moja zasada – leżenie i spanie tylko na brzuszku (wypracowana przez groźne zachłyśnięcie się naszego Trzeciego – to jedyna bezpieczna pozycja). Nawet w wózku tak właśnie woziłam w pierwszych tygodniach, aż ustało mocne ulewanie. W związku z tą pozycją od razu przypomniała mi się potrzeba naszego monitora oddechu, z którym czuję się bezpieczniej. Żadne poduszki nie są dziecku potrzebne kiedy leży na brzuszku w gondoli (na początku, kiedy próbowałam go wozić na plecach, to totalnie “latał” na każdym wertepie. I wtedy stosowałam poduszkę, żeby go trochę “uziemić”, otulić. Na brzuszku nie ma tej potrzeby). Tak samo w zimniejsze pory roku – otuli je kombinezonik.
Co do ilości pampersów i ubranek, to bardzo wiele zależy od dziecka – czy dużo ulewa, jak dużo kupek robi. Jedno z naszych dzieci robiło 1 kupę na tydzień (i wtedy pampersy schodziły bardzo wolno). Inne kilkanaście kup dziennie – w tym przypadku, w połączniu z częstym przeciekaniem, zasikiwaniem i ulewaniem – zarówno pampersy jak i ubranka schodziły na pniu. A więc z ilością ubranek i pampersów “jedynek” lepiej się wstrzymać do porodu, aż się okaże jakie dziecko jest (w sensie trzeba mieć w zanadrzu więcej ubranek, ale jak się okaże że “nie schodzą” – część można schować na strych lub przekazać innej młodej mamie). Co do pampersów, trzeba oczywiście kupić pierwszą paczkę przed porodem, ale więcej nie ma sensu – okaże się ile naprawdę potrzeba plus może też być tak jak u nas – po porodzie dostaliśmy w prezencie tyle pampersów, że dopiero po 2 miesiącach potrzebowaliśmy sami je kupić. A wiadomo, że zbyt obfite zapasy “jedynek” nie zejdą, bo dziecko szybko dorasta do “dwójek”. Mokrych chusteczek z resztą dostaliśmy też bardzo dużo. Tego typu prezenty są, uważam, najlepsze – na pewno się przydadzą.
3. Garderoba matki
To przede wszystkim ubrania, w których da się karmić piersią 🙂 Cudowne sa takie z zameczkami po obu bokach – rozpinasz zamek i karmisz daną piersią. Na Vinted jest takich pełno. Niewygodne są zbyt ciasne bluzki, których nie da się rozpiąć na biuście lub które ciężko podwinąć od dołu do piersi. Co do spodni – najlepsze rozciagliwe leginsy, getry, w komplecie z długimi rozpinanymi bluzkami i swetrami, a także rajstopy w komplecie z rozkloszowanymi spódnicami – niedoskonała jeszcze figura po porodzie będzie dobrze zamaskowana.
4. Wyposażenie sypialni, łazienki i pokoju dziennego
Po raz pierwszy testuję dostawkę do łóżka i sprawdza się bardzo dobrze – jestem dużo bardziej wyspana niż przy poprzednich dzieciach – w nocy karmię na leżąco, a po skończonym karmieniu, o ile przy nim nie zasnę, odkładam Małego do dostawki bez wstawania z łóżka, po czym znowu mogę się ułożyć w swobodnej pozycji bez stresu, że go przygniotę. Nie tracę przy tym ciepła, bo w ogóle nie wychodzę spod kołdry. Nota bene dostawkę zrobiliśmy ze zwykłego łóżeczka dziecięcego, tyle że bez jednej ściany i z trzema materacami (jeden na drugim), aby wyrównać poziom do poziomu naszego łóżka (może inną opcją byłoby przykręcenie stelaża na właściwej wysokości). Dla mamy przydadzą się 2 dodatkowe poduszki – jedna pod głowę a druga pod plecy (pod bok) – na czas karmienia.
Poza tym konieczny jest wygodny fotel (o tak!) do karmienia w ciągu dnia i wieczorem, z wysokim oparciem i podłokietnikami, najlepiej też z bocznymi oparciami na głowę, aby można sobie było kimnąć 😉 Poduszka rogal okazała się niezastąpiona (też dopiero teraz, przy piątym dziecku jej używam), a całości doda relaksu podnóżek na nogi, aby móc je wyciągnąć przed siebie. Wygodnie będzie tak ustawić fotel, aby był obok jakiejś półki, gdzie możemy trzymać witaminę d, którą trzeba podawać dziecku codziennie od pierwszego dnia po powrocie z porodówki, czy coś do picia lub czytania.
Kwestia przewijaka komplikuje się, kiedy z łóżka zrobimy dostawkę, bo nie można już położyć go na bocznych ścianach łóżeczka. Trzeba wtedy pogłówkować gdzie go umieścić, aby był na takiej właśnie wygodnej wysokości, blisko szafki z garderobą dziecka oraz z miejscem na pampersy, mokre chusteczki, octenisept, patyczki i waciki kosmetyczne, sól fizjologiczną (do zakrapiania noska) i krem do pupy (ja stosuję Bepanthen, ale sporadycznie, bo przy odpowiedniej higienie pupy odparzenia, a właścwie ich namiastki, zdarzają się rzadko). Nam ostatecznie przyszła z pomocą komoda kąpielowa z przewijakiem, mająca również ten atut, że mogę na niej dziecko “przewieść” do łazienki, kiedy tego potrzebuję – a potrzebuję wtedy, gdy chcę pupę namydlić przed kąpielą (zanim wsadzę dziecko do wanienki, bo wtedy już trudno dobrze tą pupę namydlić i o odparzenia łatwiej) lub gdy chcę pupę umyć bez kąpieli – w tym samym celu – w profilaktyce odparzeń – myjąc ją na przewijaku, czyli traktując kolejno mokrym wacikiem, mydłem (ja używam Bambino w kostce), mokrym wacikiem (płukanie) i suchą pieluszką tetrową (wycieranie). Jak już jesteśmy przy myciu, to przyda się wanienka umiejscowiona na dobrej wysokości, co by krzyże nie bolały oraz jakieś konkretne miejsce na ręcznik dziecka (haczyk, wieszaczek) oraz oczywiście miejsce gdzie można po kąpieli dziecko położyć na tym ręczniku zaraz po wyjęciu z kąpieli. Pewnie rozwiązaniem jest kąpanie dziecka w sypialni – ale wtedy trzeba nosić ciężką wanienkę z wodą (mieliśmy tak przy pierwszym i drugim dziecku). Drugą opcją jest stworzenie w łazience miejsca na drugi przewijak (mieliśmy tak przy trzecim i czwartym dziecku) – w naszym przypadku na pralce położyliśmy drugi przewijak i było to drugie stanowisko do przewijania, były tam też zawsze pampersy i potrzebne akcesoria. Trzecia opcja to ta, którą mamy teraz – wspomniana już komoda kąpielowa. Nasza jest na kółkach i jak już pisałam, możemy na czas kąpieli przejechać nią do łazienki i na niej = na przewijaku “na kółkach” położyć ręcznik, a potem wykąpane dziecko.
Co do pokoju dziennego, czyli tego, gdzie spędzamy najwięcej czasu, przyda się tam leżaczek z regulowanym kątem nachylenia, żeby można w nim było kłaść również noworodka (prawie na płasko, a nóżki lekko w górę). Nam już od “kilku dzieci” sprawdza się świetnie leżaczek FisherPrice z rysunkiem lwa, z opcją włączanej wibracji i zwisającymi małpką i hipopotamem 😉
5. Inne “gadżety”
Poza tymi, które już pojawiły się powyżej, to oczywiście musimy mieć czym dziecko przykryć, kiedy śpi, a więc kołderka lub kocyk – w zależności od pory roku. Kocyków przyda się więcej, bo i do wózka, i do leżaczka. A propos wózka – mega praktyczny jest wózek, który ma w zestawie fotelik kompatybilny z podwoziem – można wtedy dziecko przełożyć z auta do podwozia na jakichś krótkich wypadach. Druga sprawa, powiedziałabym “życiowa”, bo może uratować życie to tzw. frida, czyli odciągacz do kataru. Kiedy nasz Trzeci się zachłysnął mlekiem (zawaliło mu ono całkowicie nos), właśnie tym urządzeniem udrożniliśmy mu drogi oddechowe, przez co zaczął oddychać zanim przyjechała karetka… Z tego to właśnie powodu nasze dzieci śpią odtąd tylko na brzuszku. Choć teorii jest wiele, a niektóre mówią, że “na brzuszku niebezpiecznie”, to dla mnie to jedyna bezpieczna pozycja – kiedy my wymiotujemy to też przyjmujemy pozycję twarzą w dół. Spróbujcie wymiotować leżąc na plecach… A ulewanie to odpowiednik naszego wymiotowania.
Inne wyposażenie, które okazało się niezbędne, choć myślałam, że sobie tym razem bez niego poradzę, to biustonosz laktacyjny z wkładkami laktacyjnymi. Jednak nie było mi wygodnie w zwykłym biustonoszu i jednak naprawdę mlecznie “przeciekałam”, więc dokupowaliśmy te akcesoria po porodzie 😉
Ponownie też przydały mi się nakładki silikonowe do karmienia, na czas poranionych brodawek. Użyłam je tylko do kilku karmień, ale to wystarczyło, żeby brodawki odpoczęły. Przy pierwszym dziecku używałam je duuużo dłużej, bo piersi były niezahartowane, a nakładki okazały się wtedy dla mnie zbawienne!
Nie przydał mi się z kolei laktator ani pojemniki/woreczki na pokarm, bo ja nie lubię odciągać pokarmu, ani nie mam takiej potrzeby. Mimo to laktator mam, bo czuję się z nim bezpieczniej – gdyby jednak miał się przydać, np. do dania sobie choć minimalnej ulgi przy nawale mlecznym (oczywiście tylko minimalnej, bo nie ma sensu ściągać za dużo mleka przy nawale, aby nie dawać piersiom sygnału do dalszej nadprodukcji). Dla osób, które chcą mieć zapasy swojego mleka te gadżety na pewno się przydadzą. Oczywiście w pakiecie z butelką dla niemowlaka dostosowaną do jego wieku. Nam za to przydaje się smoczek, bo Malutki mało śpi w ciągu dnia, za to dużo płacze, jeśli nie zapewni mu się odpowiedniej uwagi. Z tego też powodu bardzo przydaje mi się chusta – w niej Mały czuje się bezpiecznie i czasem w ciągu dnia jest to jedyne “miejsce” jego spania. Choć oczywiście nie można jej nadużywać ze względu na kręgosłup dziecka, zdarzały mi się dni, że tylko dzięki chuście byłam w stanie coś zrobić w domu.
Poza tym, w dużej ilości przyda się płyn do dezynfekcji rąk (zawsze przy noworodku używam, potem mi przechodzi ), a na wszelki wypadek warto też zaopatrzyć się w nurofen (dopiero niedawno dowiedziałam się, że można go stosować przy zapaleniu piersi i bardzo mi to pomogło – obok jak najczęstszego przystawiania dziecka do karmienia).
Przydatna jest też grająca karuzelka nad łóżko (koniecznie sprawdźcie czy nie fałszuje!), choć dopiero po około miesiącu dziecko zaczyna zwracać na nią uwagę, więc na początek schowajcie ją raczej w szafie, i głośna grzechotka (czasem można jej głosem uspokoić dziecko).
Z gadżetów “sfery marzeń” przydałby mi się samojeżdzący wózek (automatyczna kołyska), bo tak najczęściej usypiam Małego w dzień. Spokojnie tą czynność kołysania wózkiem mogłaby za mnie wykonać elektronika. Byłoby miło 😉
6. Co mnie zaskoczyło?
Połóg – może Was rozśmieszę, ale zaskoczyło mnie najbardziej to, jak się pociłam. Owszem, były straszne upały, ale pocenie się było totalnie odhormonalne. Szok. Do tego realnie odczułam potrzebę odpoczywania w połogu. Moje ciało wracało do siebie przez parę tygodni po dziewięciu miesiącach ciążowej rewolucji. Koniecznie pozwólcie na to swoim ciałom i psychice (np. potrzebowałam dużo ciszy i spokoju). Nie sprzątajcie, nie gotujcie, śpijcie kiedy dziecko śpi. Oszczędzajcie się i radujcie się tymi cudownymi chwilami, kiedy przeżywacie razem z dzieckiem swoje pierwsze tygodnie. Pozwólcie sobie na połóg. Dlatego potrzebujecie wsparcia. Opiekunki, sprzątaczki, kucharki, douli, a może męża, który przywiezie pyszny obiad na wynos z ulubionej restauracji. A może wsparcie babci, szwagierki, teściowej, mamy, siostry, przyjaciółki czy cioci. Czerpcie pełnymi garściami i zadbajcie o to wsparcie dla siebie bez skrupułów. Potrzebujecie go po prostu. 🙂
p.s. Do narodzin dziecka oczywiście trzeba przygotować się też pod innym kątem – dobrego przeżycia porodu. Ale o tym jest już bardzo dużo w moim wpisie “Przewodnik porodowy”. Zainteresowanych tematem, odsyłam tam właśnie 🙂
Grafika:Obraz autorstwa rawpixel.com na Freepik