Muzyka, dzieci i… SPA

Z cyklu “Wywiady z inNymi wielodzietNYMI”

Z harfistką Marią Lewandowską – żoną Krzysztofa i mamą trzech maluchów: 5-letniego Ignasia, 4-letniej Tosi i 2-letniego Jeremka – o łączeniu macierzyństwa z karierą muzyka, rozmawiamy na Niebieskiej Ławeczce.

– W niedawno przeprowadzanej przez nas ankiecie dotyczącej rzeczy ułatwiających życie wielodzietnym (której efekty TUTAJ), rozszerzyłaś swoją odpowiedź o takie słowa:

Z niematerialnych spraw, które bardzo nam pomagają, to pełna współpraca między mną a moim mężem oraz zapewnienie sobie wsparcia (niania, znajomi, dziadkowie itp.). Co miesiąc robimy grafik – przy zmiennym trybie pracy -bardzo przydatne! No i na koniec zadbanie o siebie. To też ułatwia życie, bo sfrustrowani rodzice to słaby fundament.

Zaintrygowałaś mnie tymi słowami. Jak wygląda Wasz klasyczny tydzień?

– Każdy nasz tydzień wygląda inaczej. Mamy oczywiście zajęcia stałe – takie jak moje zajęcia w szkole muzycznej czy zajęcia dodatkowe dzieciaków, ale z racji tego, że mój mąż ma własną działalność, a ja gram na harfie z różnymi orkiestrami, w różnych składach i o różnych porach, układanie każdego tygodnia wygląda trochę jak układanie puzzli :). Co miesiąc drukujemy grafik i wpisujemy nasze plany, wyjazdy, zajęcia. Ostatnio tego nie zrobiliśmy i wydawało się, że wszystko mamy pod kontrolą, a tu niespodzianka! Okazało się, że tego samego dnia Krzysiek wyjeżdża do Rzeszowa, a ja do Poznania. Całe szczęście wypadło na niedzielę, więc szybki telefon do rodziców rozwiązał problem.

– Tacy rodzice to skarb. Na pewno ułatwiają Ci godzenie macierzyństwa z karierą. Mimo tego pewnie nie jest łatwo. Jak znajdujesz czas dla dzieci?

– Czasem jestem bardzo zajętą zawodowo mamą, a czasem mniej. Dużym udogodnieniem jest to, że starsze dzieci są w przedszkolu,  które jest czynne w szerokim zakresie godzin. Staram się traktować przedszkole jako pomoc w opiece nad moimi dziećmi, ale nie jako zastępstwo mojej pieczy. I tak kiedy mam dzień wolny, dzieci z reguły nie idą do przedszkola. Jeśli rano nie mam akurat próby muzycznej, zaczynam zajęcia po południu i wiem, że następne trzy wieczory spędzę poza domem, to zawożę dzieci do przedszkola dopiero na obiad. Tak żeby chociaż przedpołudnie spędzić z nimi. Całe szczęście pracownicy przedszkola już się przyzwyczaili, że mali Lewandowscy chodzą do niego dość nieregularnie:). W końcu przedszkole to nie szkoła.

– A jak w całym tym zabieganiu znajdujecie czas na dbanie o Wasze małżeństwo?

W nasz grafik wpisujemy też czas dla siebie. Choć raz w miesiącu. W listopadzie udało nam się wyjechać nawet na weekend do spa. Już nie boję się prosić o pomoc przy opiece nad dzieciakami. Bo najgorsze, co mogę usłyszeć to po prostu “nie” – żadna tragedia. Kiedyś chciałam wszystko zrobić sama, zająć się dziećmi, spełniać zawodowo, ale wtedy zrozumiałam że “do wychowania dziecka potrzebna jest cała wioska”. Człowiek jest istotą stadną. To, że teraz zamykamy się w swoich mieszkaniach, takie samotne ze swoimi dziećmi, nie jest zgodne z naturą ludzką. Fajnie jest zbudować sobie swoje własne “plemię” i wiedzieć, że w sytuacjach awaryjnych (i nie tylko) ma kto się zająć dziećmi i że dzieci czują się z tymi ludźmi dobrze, bo je po prostu znają.

– Czy dzieci artystki mają w swoim życiu jakieś stałe elementy dnia?

-Tak. Dzieci wiedzą, że np.wieczorem jest kąpiel, kolacja, dobranocka, modlitwa książka i spanie. Bardzo pilnują tych rytuałów i żadnego z nich nie może zabraknąć! Nawet jak wracamy z imprezy, dzieci domagają się kąpieli i…kolacji (chociaż na imprezie było full jedzenia!). Bywa to męczące, ale wprowadza pewien ład w nasze nieułożone życie, a co za tym idzie także poczucie bezpieczeństwa.

 

 

Dodaj komentarz