Na wyłączność

Część druga wpisu “Dlaczego warto czekać z seksem do ślubu?”

Większość z nas nosi w swym sercu pragnienie bycia tym jedynym czy jedyną. I to jest kolejny argument, aby czekać do ślubu… No bo przecież i w dzień ślubu zdarza się, że wszystko zostaje odwołane. Póki nie staniesz na ślubnym kobiercu i nie powiesz sakramentalnego „tak”, nie masz pewności, że właśnie WY będziecie małżeństwem. Jeśli uprawia się seks przed ślubem, a jednak do tego ślubu nie dojdzie, to potem nie jest się już na wyłączność dla swojego ostatecznego męża czy żony. A chyba każdy chłopak wolałby mieć dziewicę i chyba każda dziewczyna wolałaby być pierwszą i jedyną, z którą jej chłopak uprawia seks. Nic innego tego nie zagwarantuje, jak tylko czekanie do ślubu. Póki ślub nie nastąpił, wszystko może się jeszcze zmienić. Tylko ślub daje 100% gwarancji, że będziemy małżeństwem. Wszystko inne może się prędzej czy później rozpaść, nawet jeśli w momencie wielkiego zakochania wydaje nam się to niemożliwe.

Tu dygresja: powiecie pewnie – małżeństwa też się rozpadają. Ja tego nie uznaję. My z mężem wykreśliliśmy ze swojego słownika słowo „Rozwód”. Dla nas nie ma takiej opcji. Kiedy coś się psuje między nami to trzeba to naprawić, a nie wyrzucać do kosza. A skoro mamy taką świadomość, że i tak jesteśmy skazani na siebie do końca życia, to po co się męczyć? Stąd nie ma raczej między nami cichych dni, a raczej częste rozwiązywanie konfliktów. Bo konflikty są normalne. Rzecz w tym, aby na bieżąco je rozwiązywać.

Wracając do tematu… Jeśli jeden ze współmałżonków miał wcześniej innego partnera seksualnego, nieuniknione jest mimowolne porównywanie do niego swojej żony czy męża. Bo tamten był w czymś lepszy, bo tamten przyzwyczaił nas do tego czy innego… I znowu rozczarowanie. A dla drugiej strony stres: „Czy jestem wystarczająco dobry jak tamten?” „Czy robię to odpowiednio dobrze?” „Żeby tylko mój partner nie czuł się rozczarowany…”. Doprawdy to bardzo niekomfortowa sytuacja dla obu stron… Nie polecam. Jedyny sposób – czekaj do ślubu. Nic innego nie gwarantuje ci, że twój mąż czy żona będą tymi jedynymi i że ty będziesz jedyny dla nich.

Tu przypomina mi się anegdotka ks. Pawlukiewicza: Dwóch przyjaciół miało tę samą dziewczynę, oczywiście nie jednocześnie – najpierw jeden, a potem drugi, z czego ten drugi stał się jej mężem. Po paru latach siedzą w knajpce i rozmawiają o starych czasach. Ten pierwszy mówi: „ta twoja żona… Ale z niej była dziewczyna. Była taka seksowna. Zaproponowałem jej seks…” Drugi, jej obecny mąż pełen niepokoju i rosnącej zazdrości: „No i?”… „No i ona odmówiła, bo powiedziała, że seks to po ślubie”.

Wyobrażacie sobie co czuł mąż tej dziewczyny? To się nazywa bycie na wyłączność. Życzę każdemu takiego uczucia :)

Dodaj komentarz