Bycie mamą jest… ważne

Bycie mamą, podobnie jak ojcem, jest piękne i trudne zarazem. Zacytuję tu mojego Męża z wpisu Być ojcem, bo czuję dokładnie to samo:

No cóż, często odwiedzam doliny depresji, ale jak się okazuje, łatwo się nagle po chwili odnaleźć na szczycie góry.

 

Wczoraj miałam kryzys. Nie pierwszy i, z pewnością, nie ostatni. I tak się jakoś dobrze złożyło, że wieczorem zobaczyłam film “Wychodne mamusiek” (Moms’ night out). Strzał w 10. Potrzebowałam paru zdań w nim zawartych.

 

We wspomnianym filmie mąż powiedział do głównej bohaterki to, co mógłby powiedzieć i do mnie:

Jesteś ciągle taka… spięta.

Tak… Kiedy próbuję być dobrą mamą, kiedy się staram – jestem skoncentrowana na robieniu jak najlepiej wielu rzeczy jednocześnie, związanych z szeroko pojętym ogarnięciem każdego z czwórki dzieci osobno i całej rodziny naraz. To piękne słowo “OGARNIAĆ” zrozumie chyba tylko ten, kto sam musi przez to przechodzić każdego dnia, miesiąca i roku na okrągło. Jest to słowo wytrych, zastępujące określenie na zaspokajanie potrzeb każdego dziecka, w tym potrzebę nakarmienia, ubrania, poczesania, wykąpania, obcięcia paznokci, utulenia wiele razy dziennie z przeróżnych powodów, spakowania, kiedy trzeba gdzieś iść, zadbania o jego zdrowie (w tym gimnastykę, zakładanie plastrów na krzywe nóżki, wizyty lekarskie, badania, stomatologa, mycie zębów, odpowiednia dawka snu, zdrowe żywienie), edukację (o rety, to pole do popisu), rozwój (duchowy, fizyczny, kulturalny, osobowościowy). W tym miejscu stawiam magiczne trzy litery:

ETC

(wersje polskie to “ITP” lub “ITD”),

które zawierają w sobie, zapewniam Was, CAŁĄ MASĘ tym podobnych i jeszcze innych niespodziewanych spraw.

Tak… Ale jest też drugi powód napięcia… Czarna strona macierzyństwa. Ta wykańcza mnie o wiele bardziej. Składa się ona z dwóch podstawowych czynników: reakcji dzieci na wymagania, czyli ciągłego testowania przez dzieci stawianych im granic. Metody tego testowania są różne i zależne od osobowości dziecka – np. metoda krzyku, wrzasku, obrzucania mnie ciekawymi wyzwiskami w przypadku dzieci cholerycznych bądź, w wersji dzieci-malkontentów, metoda biadolenia, jak to ono ma się najgorzej na świecie, bo np. musi wyciągnąć ze zmywarki. Drugi element ciemnej strony mocy to dla mnie spięcia między rodzeństwem. Zaiste są to zjawiska-upiory, które może pokonać tylko dobra metoda wychowawcza połączona z nadludzką cierpliwością, a może raczej z podziwu godnym dystansem i luzem (o co bardzo trudno, skoro człowiek z podanych powyżej względów prawie non stop żyje pod wysokim napięciem!!!).

Patrząc na to wszystko, można dojść do wniosku, że macierzyństwo jest straszne i lepiej dzieci nie mieć. Otóż nic bardziej mylnego. Pamiętajmy o cytacie z mojego Męża 😉 Otóż opisałam właśnie moje osobiste odmęty depresji.

Szczytów gór jest nieskończenie więcej, a widoki z nich przybliżają mnie do Najwyższego, bo przecież to On stworzył moje dzieci tak cudownie. A my z Mężem mogliśmy mieć w tym swój udział. Właśnie dlatego współdawanie życia, a potem troska o nie, są dla mnie BOSKIE. Często zachwycam się naszymi dziećmi tak po prostu i widzę w nich Boga, bo przecież to On je, w sposób dosłowny, wykreował. Wow!

Szczyty drobne i większe to też te, w których widzę, jak rodzeństwo zgodnie się ze sobą bawi, jak wymyśla niezwykłe, kreatywne zabawy, jak jedno dziecko troszczy się o drugie lub przynosi mi śniadanie do łóżka, chociaż nikt je o to nie prosił. Kiedy razem cieszymy się życiem, kiedy dziecko pokonuje kolejne etapy rozwoju od pierwszego uśmiechu do samodzielnego życia. Kiedy siedzimy razem całą rodzinką na tarasie w letni ciepły wieczór i patrzymy w gwiazdy, przytulając się do siebie. W tym miejscu stawiam jeszcze większe magiczne litery

ETC

Cuda codzienności. Dzięki nim wiem, że jestem mega-mega-mega szczęściarą.

No tak, ale prawdziwe szczęście nie może być łatwe i to my -mamy – musimy sobie często uzmysławiać, że UWAGA!!! bycie mamą jest…

TRUDNE!!!

Nie w sensie negatywnym, lecz budującym. Ono naprawdę nie jest łatwe, więc kiedy kolejny raz będziesz padać na twarz lub załamywać się nad zachowaniem swojego dziecka, uświadom sobie, że robisz coś naprawdę

trudnego = WIELKIEGO.

Coś, co jest jak najważniejsza misja tego świata. Jesteś wykonawczynią najważniejszej misji tego świata. Podjęłaś się pradziwego WYZWANIA. Masz kawał ciężkiej roboty do wykonania. I to naprawdę nie jest łatwe. Więc kiedy następnym razem dopadną cię myśli, że sobie nie radzisz, że jesteś beznadziejną mamą, wywal je precz, bo to wierutne kłamstwo. To co robisz jest trudne, a ty jesteś wystarczająco dobra. Twoje dzieci mają wystarczająco dobrą mamę. A ty jesteś uczestniczką wyjątkowo trudnej misji i starasz się robić to najlepiej jak potrafisz. To wystarczy. To już jest wyczyn. Więc głowa do góry, bo

Twoja praca jest…

Jest ciężka, wiem… To chciałeś powiedzieć?… Nie? To może: łatwa albo niepotrzebna?… Przepraszam, że przerwałam. Jaka?

Ważna. Wiem że nie jest lekka, ale spójrz na nie…

Są tego warte!

Ręka, która kołysze kołyskę, to ręka która rządzi światem.

A wszystkim zdołowanym mamom dedykuję dialog po 76 minucie filmu. Film można zobaczyć za pomocą portalu cda.pl (tutaj link ).

Grafika Zaprojektowane przez Freepik

Dodaj komentarz